sobota, 9 lipca 2016

Rozdział 54



**Oczami Amy**

Na reszcie nastał konie mojej pracy. Maddox jest prawie pusty, zostało tylko kilku śpiących pijanych mężczyzn, ale oni zaraz wylecą stąd za szmaty na zewnątrz. Rozumiem, że można się upić, ale potem trzeba w jakiś sposób znaleźć drogę do domu. Właśnie tacy ludzie są narażeni na kradzież, albo co gorsze jakiś napad z tragicznymi skutkami. W naszym barze są pilnowani, bo nikt nie ma prawa tutaj komuś zrobić krzywdy. Więc nawet podczas bójek, ochrona rozdziela osoby, które skaczą sobie do gardeł i oni wypadają. Tak też by było ostatnio, czyli jeśli nie Zayn to Louis musiałby opuścić nasz lokal natychmiastowo. Ale szef też wdał się w szarpaninę, więc tylko tego mężczyznę wypieprzono, a mój chłopak mógł spokojnie zostać. Nienawidzę takich typków, którzy myślą, że skoro jestem kelnerką to mogą mnie wszędzie dotykać. Czy ja mam gdzieś kartkę typu „ Śmiało klepnij sobie. Przecież jestem tylko kobietą, która pracuje w barze..” Na pewno od razu jestem dziwką, którą to podnieci, albo co lepsze pójdzie z nimi na zaplecze. Co to, to akurat nie do mnie. Ja mogłabym ich rozwalić, gdyby nie te wszystkie zakazy i nakazy, które obowiązują każdego pracownika.

-Am weź wynieś to na zaplecze! - krzyknął Jack wychodząc zza baru.

-Już idę.

Ruszyłam w stronę chłopaka, aby zabrać naszykowany karton. Tak zawsze wygląda koniec mojej pracy. Musimy chować do kartonów naczynia, alkohol i wynieść je na tyły. Tam układamy wszystko koło siebie, i możemy wrócić na bar, aby posprzątać. Ja staram się wszystko ładnie wymyć, a inni zamiatają lub myją podłogi. Wspólnie nam jakoś to szybko mija, a do tego mamy muzykę, to już w ogóle dajemy rade. Zayn w tym czasie zawsze siedzi w swoim biurze i liczy pieniądze, albo wypisuje jakieś papiery, Jest naszym szefem, ale jednak siedzi tu prawie codziennie do prawie 4 nad ranem, bo zamyka klub i wtedy może jechać do domu.

Chociaż czasem jest zajęty Abi, to w ostateczności ja zamykam lokal i idę do domu, a tam zazwyczaj się z nim mijam, więc oddaje klucze.

Na samym początku mojej pracy tutaj, chodziły rożne plotki na nasz temat. W sensie ludzie zawsze gadają głupoty, ale wtedy przeszli samych siebie.

Mówiono, że jestem kochanką Malika, z on chodzi z moją przyjaciółką dla przykrywki. A do tego pewnie jak oni wychodzą to Zayn zabawia się tutaj ze mną.

Kiedy Malik usłyszał te pogłoski to wybuchł śmiechem, tak jak i ja. Nie przejęliśmy się tym co usłyszeliśmy, bo po co? Wtedy byśmy dali im powód do dalszego rozpowiadania głupot. Powiedziałam o tym Abigail, żeby nie było krzywej akcji. Dziewczyna zareagowała tak jak my, czyli bardzo dobrze to przyjęła.

Moi znajomi z pracy niby są dobrymi kumplami, ale co do czego to sprzedali by mnie dla większej wypłaty.

-Zayn! Możesz już zamykać – krzyczałam idąc do jego biura. Reszta już wyszła, więc tylko my zostaliśmy na końcówkę.

-Już właśnie wychodzę – powiedział wstając od biurka, aby ubrać kurtkę. Spakował wszystkie papiery do teczki, a następnie zamknął pomieszczenie na klucz. Zeszliśmy wspólnie na dół, gdzie chłopak przejrzał każde pomieszczenie i włączył alarm.

Wszystko było puste, więc mogliśmy wyjść.

-Odwieźć cię? - spytał spoglądając na mnie. Pokręciłem głową, bo zaczęłam ziewać. Nie mogłam nic przez chwilę powiedzieć ze zmęczenia. Już jest taka pora, że mój umysł pragnie snu.

-Nie, dzięki – teraz mogłam spokojnie odpowiedzieć, na co chłopak prychnął śmiechem. Otworzył pilotem swój samochód, a ja wyciągnęłam telefon, aby sprawdzić godzinę.

-Nie będziesz szła na piechotę, wsiadaj to dla mnie chwila – wsiadł na kółko i czekał na moją odpowiedź. Zrezygnowana zgodziłam się na podwózkę. Lubię stawiać na swoim, ale skoro mogę być zaraz w domu, to wybieram tą opcją.

Wsiadłam na miejsce pasażera i zapięłam pas. Zayn odpalił silnik, a następnie odpalił papierosa. Chciał mnie poczęstować, ale postanowiłam trochę przystopować i jak się uda to rzucić palenie na dobre. Po co to komu? To tylko niszczenie swojego zdrowia.

-Ograniczam palenie – powiedziałam, a on zabrał paczkę i zaciągnął się swoją fajką. Wypuścił siwy dym w moją stronę. Zrobił to specjalnie, jeszcze ten jego głupi uśmieszek kiedy brał kolejnego bucha, wycofując samochodem z parkingu. O tak późnej porze każdy zaczyna głupieć. Widać to po zachowaniu Malika, który robi mi na złość, a potem puszcza na ful muzykę, do której kiwa głową. Nie mogłam pohamować śmiechu, bo taki widok z taką osobą, która nie tańczy, to coś niezapomnianego. Dołączyłam do niego i wspólnie „tańczyliśmy” jadąc w stronę mojego mieszkania.

Minęła chwila i już staliśmy pod blokiem. Pieszo pewnie bym nie była w połowie drogi.

-Mam sprawę – chłopak zerknął na mnie – dziś przychodzi moja kuzynka, urządzamy z dziewczynami imprezę. Czy mogę zrobić sobie wolne? Ten jeden dzień, żeby się napić i pobawić?

Mulat chwilę się zastanawiał, pewnie przetwarzał wszystko co powiedziałam.

-Jasne, baw się dobrze. -Zaskoczył mnie swoją decyzją, bo myślałam, że będę musiała trochę więcej się namęczyć prosząc go. A tu taki miły szef mi się trafił.

-Dziękuje – pożegnałam się z nim i wyszłam. Kiedy odjeżdżał to pomachałam mu i weszłam na klatkę schodową. Schodami weszłam na górę, gdzie musiałam chwilę namęczyć się z szukaniem kluczyków. Już myślałam, że będę budzić dziewczyny, ale w końcu znalazłam je w tylnej kieszeni spodni.

Kręcąc głową weszłam do środka. Zapaliłam światła w przed pokoju i w salonie. Ściągnęłam buty i udałam się w stronę kuchni. Wzięłam karton soku i udałam się na górę. Po drodze zrobiłam kilka łyków napoju, bo w pracy nie miałam czasu na zaspakajanie pragnienia.

Będąc już w swoim pokoju marzyłam o piżamie i spaniu. Myć mi się już nie chce, nie mam na to sił...

**

-Ale jesteście chore – skomentowałam kiedy dziewczyny po szkole weszły do mojego łóżka. Spałam sobie jeszcze smacznie, a nagle słyszę jakiś hałas. To otworzyłam oczy, aby zobaczyć co jest grane. Patrzę, a tutaj koło mnie siedzą i się szczerzą od ucha do ucha.

-Nic nie poradzimy na to, że śpisz, a trzeba wszystko skończyć szykować.

-Ktoś musi iść po alkohol – powiedziała zadowolona Susan wstając z łóżka. Zobaczyłam, że nie ma gipsu.

-A jak tam noga? - spytałam unosząc się do pozycji siedzącej. Dziewczyna spojrzała na dół i zabawnie poruszyła kończyną.

-Czuję się genialnie! Tęskniłam za wolnością! I możliwością biegania – podskoczyła ze szczęścia otwierając drzwi i wychodząc.

-Zaraz do was przyjdę tylko wezmę prysznic – pomachałam Abigail i zostałam w pokoju sama.

Wstałam idąc do toalety, żeby odświeżyć się. Po drodze zrzuciłam z siebie piżamę, aby wejść pod prysznic i spłukać z siebie wczorajszy dzień. Po śniadaniu zadzwonię do Lou, powiem mu o dzisiejszej imprezie, bo nie miałam okazji mu nic wspomnieć na ten temat. W końcu jesteśmy parą, a co do czego to rozmawiamy bardzo rzadko. Musze to naprawić, bo tęsknie za jego głosem. A on wie, że mam pracę, więc nie dzwoni o każdej porze. Ale za to odwiedza mnie właśnie w klubie, a to kończy się często jakimiś sprzeczkami.

Czysta zeszłam do dziewczyn, gdzie była puszczona głośno muzyka. Dziewczyny wygłupiały się szykując jedzenie. Dołączyłam do nich. Zabrałam się za wynoszenie wszystkiego do salonu.

-Gramy w papier kamień nożyce – zaproponowała ruda, kiedy wróciłyśmy do tematu pójścia do sklepu. Żadnej z nas się nie chciało, ale ktoś musiał. Tak też zagrałyśmy. Błagałam w myślach, żeby wygrała. Tka też się stało i jako pierwsza byłam bezpieczna. Dziewczyny dograły do 3 i po zakupy musiała iść Abi.

-Weźcie tu wszystko zróbcie, muzykę znajdźcie fajną, a ja zaraz wracam – poinstruowała nas co mamy zrobić, kiedy jej nie będzie.

Brunetka wzięła torebkę i wyszła. My zabrałyśmy się za resztę, która czekała na wyniesienie do salonu, a następnie udałyśmy się na górę by znaleźć płyty z muzyką. Wyciągnęłam parę świetnych starych kawałków, Sus tak samo. Jeszcze poszłyśmy do pokoju Abi, żeby wziąć kilka od niej. Znalazłyśmy dobre płyty, więc zniosłyśmy je na dół.

Postanowiłam przesłuchać jedną z płyt, a w międzyczasie zadzwonić do Lou. Susan zniknęłam w kuchni, bo postanowiła zrobić przekąski typu mini szaszłyki.

Pogłośniłam muzykę i wzięłam telefon. Usiadłam po turecku na dywanie wybierając numer do swojego chłopaka. Dochodzi już 17, więc powinien być w domu. No chyba, że gdzieś jedzie.

-Część, kotku – usłyszałam po trzecim sygnale. W tle dobiegły mnie inne męskie głosy, który wydawały się być kłótnią.

-Co się u ciebie dzieje? - spytałam przysłuchując się dokładnie ich rozmowie.

-Wpadli moi znajomi i gramy w fife – odpowiedział, a ja uderzyłam otwartą dłonią w czoło – a coś się stało, że dzwonisz?

-Czy coś musi się dziać, skoro dziewczyna dzwoni do swojego chłopaka? - uniosłam w górę brew czekając co odpowie. Oczywiście chwilę musiałam poczekać, bo zamiast powiedzieć coś do mnie, to zaczął krzyczeć na swojego kolegę, że stracili przez niego piękną akcję. Ci mężczyźni..

-Nie, kochanie zawsze możesz dzwonić. Przecież wiesz..


-To do mnie? - usłyszałam obok niego męski głos. Wybuchłam śmiechem tak samo jak Louis.

-Zamknij się pacanie, mówię do Amy – nie mogliśmy przestać się śmiać. Już wyobrażam sobie minę tego kolesia, kiedy Lou mówi do niego „kochanie”. Przecież jak oni grają, to chyba nie widzą co się dzieje wokół nich.

-Dzwonię, żeby ci powiedzieć o dzisiejszym piżama party z dziewczynami – zaczęłam swój nie za długi wywód – bo przychodzi moja kuzynka i urządzamy sobie taki kobiecy wieczór.

-Spoko, baw się skarbie dobrze jak coś dzwoń, kocham cię.

-Ja ciebie też – rozłączyłam się i wróciłam do słuchania starych hitów.

**

-Myślicie, że galaretki zrobią się do przyjścia Em? - spytałam dziewczyn zalewając ostatniego galaretowatego drinka i wsadziłam je do lodówki. Emily ma być za jakąś godzinkę, ale pewnie przyjdzie chwilę przed. Bo wysyłała mi kilka wiadomości, że nie może się już doczekać.

-Wątpię – odpowiedziała Abigail niosąc piwo do salonu. Wydała chyba dużo pieniędzy na alkohol, którego i tak sama nie przyniosła, bo musiał jej pomóc jakiś koleś. Zdziwiłam się otwierając drzwi i widząc w nich obcego mężczyznę, a za nim przyjaciółkę z torbami na zakupy. Oboje nieśli chyba z 20 kg. Brunetka była wkurzona wchodząc do domu, bo wolałaby nas do pomocy, a nie obca osobę. Ale miło mu podziękowałyśmy i odprawiłyśmy z butelką piwa do wyjścia. Następnym razem po taką ilość picia pójdziemy wszystkie we trzy.

-Ja mogę już iść się przebrać. A ubieramy piżamy? Czy raczej zostajemy w czymś luźnym? - spytała podekscytowana Susan wracając do mnie d kuchni. Zalałam nam po herbacie i usiadłam na blacie podjadając ciastka.

-Myślę, że dresy będą dobrą alternatywą – Abi uderzyła mnie w rękę i zabrała talerz ciasteczek do salonu.

-To ja lecę zmyć makijaż i wracam do was w dresikach! - Ruda pognała w stronę swojego pokoju, a ja spojrzałam jednoznacznie na brunetkę. Wybuchłyśmy obie śmiechem widząc naszą przyjaciółkę pełną energii.

-Chyba dziś to ona wytrwa najwięcej – powiedziałam upijając łyk gorącej herbatki.

-Też tak myślę – stanęła koło mnie biorąc swój kubek – wiesz, ze musimy uprzedzić sąsiadów?

-Niestety wiem.. chodźmy teraz im powiedzieć – zeskoczyłam z blatu i ruszyłam do wyjścia. Obie byłyśmy trochę zestresowane, bo nasi sąsiedzi nie są zbyt młodzi, ale na szczęście są spoko rodzinami. Zawsze kiedy mamy jakieś domówki, to dla nich nie ma problemy z hałasem, ale mówią, żebyśmy tylko uważali na alkohol i nie zrobili dużo krzywd. Nigdy nie zdarzyła nam się interwencja policji, więc do niczego tragicznego nie dochodzi.

Zapukałam dwa razy w drzwi i czekałam, aż ktoś nam otworzy.

-Dzień dobry – powiedziałyśmy równocześnie do kobiety, która wyszła do nas w szlafroku.

-Cześć dziewczyny, co się stało? - spytała opierając się o framugę drzwi.

-Chciałyśmy uprzedzić, że dziś urządzamy domówkę.

-Nie ma sprawy, my i tak wychodzimy więc bawcie się dobrze – pożegnałyśmy się z nią i poszłyśmy dalej. Całe szczęście nie będziemy nikomu przeszkadzać, a co najlepsze to nie ma tutaj małych dzieci, żeby płakały całą noc. Wybierając ten blok, miałyśmy czystego farta, że nie trafiamy do przedszkola lub domu starców...

**Oczami Abigail**

Uprzedziłyśmy wszystkich sąsiadów, więc mogłyśmy wrócić do domu. Wszystko miałyśmy gotowe, prawie jak na nasze 18 urodziny. Właśnie co do urodzin... W tym roku wszyscy zapomnieli o moich, a nawet ja sama. Przecież mamy maj, a ja urodziłam się w marcu. Nie no jestem genialna.. Chyba żyłam maturami, którymi dalej żyje, bo jeszcze 10 dni, a do tego musiałam jakoś być z Zaynem. Ale moje przyjaciółki nawet zapomniały, mama też.

Po prostu genialnie Abi.. Masz zajebistą pamięć i bliskich..

Niepotrzebnie przypomniałam sobie o urodzinach. Teraz zamiast dobrze się bawić, będę miała w głowie przykre wspomnienie. Muszę zapamiętać, że 28 Susan musi mieć imprezkę. Na pewno o tym nie zapomnimy, bo już będzie po maturach, to będzie więcej czasu.

-Co jest Abi? - spytała w biegu Am idąc do drzwi. Najwidoczniej ktoś przyszedł, a ja nie usłyszałam dzwonka.

-Zdałam sobie sprawę, że miałam urodziny dwa miesiące temu – dziewczyna wytrzeszczyła oczy i stanęła w bezruchu. Najwidoczniej nie tylko ja zapomniałam. Wzruszyłam ramionami i ruszyłam do swojego pokoju. Ściągnęłam rurki i nałożyłam luźne dresy oraz luźną koszulkę. Włosy związałam w koczka i w kapciach zeszłam na dół. Wszystkie siedziały na sofie i rozmawiały.

-Hej Em – przywitałam się z nią buziakiem w policzek.

-Hej – odpowiedziała przesuwając się na bok, abym mogła usiąść. Była ubrana w dres jak my, a do tego miała ze sobą słodkiego misia.

-Może otworzę już jakiś alkohol? - spytałam wstając po butelkę piwa. Am otworzyła mi ją, a ja wzięłam kilka łyków.

-Nie martw się Abi, ja też zapomniałam o urodzinach Harrego. Ale dzień po mu to wynagrodziłam..

-Emily! - krzyknęła na nią Amy, a ja wybuchłam śmiechem. Dziewczyny nie wiedziały co zrobić, więc też zaczęły się śmiać.

-Dajcie spokój, przynajmniej o dwudziestych nie zapomnijmy – powiedziałam próbując wyzerować piwo, ale nie udało się.

-Abi, przepraszamy. Nie wiem jak to się stało, ale wyleciało nam z głowy – zaczęła się tłumaczyć Susan, ale ja kiwałam tylko głową.

-Ja sama zapomniałam. Moja rodzina też zapomniała, więc nic się chyba nie stało – podałam im po butelce alkoholu – a teraz świętujmy tak jakby moje urodziny. Poudawajmy, że jest dwudziesty- pierwszy marzec.

-Niech tak będzie – stuknęłyśmy się, a następnie wzięłyśmy kilka dużych łyków. Poczułam już gorące wewnątrz, czyli zabawa zaczyna się rozkręcać. Pogłośniłam muzykę i zaczęłam tańczyć. Nie wiem skąd one wzięły te stare piosenki, ale kocham je. Pewnie były w moim pokoju, bo ja uwielbiam zbierać płyty, a co dopiero takie, które mają kilkadziesiąt pięknych lat. Te są najlepsze, bo nasi rodzice jeszcze ich słuchali.

-Ej! Są dobre! - biegła w nasza stronę Susan niosą galaretki. Podała każdej z każdej po pierwszej na spróbowanie.

-Dziewczyny, postarałyście się na dziś – skomentowała Emily jedząc swojego drinka z uśmiechem na ustach – sądziłam, że olejecie temat i nie będzie zabawy.

-No co tyy – przeciągnęłam już ostatnią literkę nie planując tego – jeśli coś urządzamy to idziemy całą parąą..

Mam bardzo słabą głowę, a przed chwilą skończyłam piwo i zmieszałam je z wódką. Zaraz będę już miała dobrą fazę. Dziewczyny zaśmiały się, a ja sięgam po kolejnego kolorowego drinka, aby na stojąco go wypić. Ruszałam się w rytm muzyki, a do tego śpiewałam. Susan podjadała ciasteczka, które na prawdę nam wyszły. Bałam się, że je spalimy. Prawie nam się udało, ale w ostatnim momencie je wyciągnęłam. Sama na kilka się skusiłam, bo do alkoholu trzeba dużo jeść. Jeśli nie będę się tego trzymać to jutro będę cierpieć, a umówiłam się z Zaynem. Chyba nie chcę cały dzień być nieprzytomna i nieprzyjemna dla chłopaka.

Minęły dobre dwie godziny od początku naszego piżama party, a my już jesteśmy nieźle wstawione. Zjadłyśmy wszystkie galaretki, a do tego pozbyłyśmy się każdego piwa, które dziś kupiłam. A z tego co pamiętam co w torbie miałam 15 butelek. Ja już stojąc na nogach tracę kontrolę nad swoim ciałem, ale nie poddaje się, bo jak tylko ląduje na ziemi to wracam do pionu, żeby dalej tańczyć.

Zrobiłam kilka obrotów trzymając w ręku butelkę cytrynowej wódki. Zatrzymując się nic nie widziałam, wszystko się kręciło, ale mimo to upiłam kilka łyków. Dołączyła do mnie kolorowa biorąc butelkę i tańcząc wyzerowała alkohol. Zaklaskałam parę razy, a potem ruszyłam do dalszego tańczenia.

Em otworzyła balkon, bo zaczęło się robić strasznie gorąco. Dziewczyn dobrze się bawiła, a razem z Susan urządziły bitwę na poduszki. Owszem brałam udział na początku, ale za mocno dostałam i spadłam z kanapy. Postanowiłam wycofać się z gry, bo będę mieć siniaki. Z resztą przez taką ilość alkoholu, jutro pewnie będę miała rany nie wiedząc po czym.

-Dziewczyny, kocham was! - Wykrzyczałam podchodząc do przyjaciółek od tyłu i przytulając się do nich.

-My ciebie też! - odkrzyknęły, a ja doszłam do sofy, żeby na chwilę usiąść i odpocząć. One zaczęły tańczyć i się wygłupiać. Susan położyła się na dywanie i udawał, że płynie. Natomiast Am przeskakiwała ją. Wyglądały komicznie, a ja siedziałam i jadłam przekąski. Zrobiłam się strasznie głodna, a do tego spragniona. Dlatego chwiejnym krokiem poszłam do kuchni, żeby znaleźć butelkę wody. Dobrze, że kupiłam, bo inaczej musiałabym pić sok jabłkowy. Wzięłam ze sobą picie i wróciłam na miejsce siedzące.

-A jak tam z Harrym? - spytałam Em kiedy ta zasiadła obok mnie.

-Jakoś nam się układa. Czasem jest ciężko, ale dopełniamy się. - Odpowiedziała spoglądając na telefon. Ja nawet nie wiem gdzie mój leży, ale przydałoby się go znaleźć. Tak też ponownie wstałam, ale od razu usiadłam.

Zaśmiałam się i ponowiłam próbę, zostałam na nogach chwilę dłużej. Rozejrzałam się po pokoju i dostrzegłam na komodzie komórkę. Udałam się po nią, ale na szczęście nie miałam żadnego połączenia nieodebranego. Chciałam usiąść ale dziewczyny porwały mnie do tańca. Puściły piosenkę Demi Lovato, więc nie mogłam im odmówić. Jest ona moją idolką, dlatego też kocham każdą jej piosenkę. Udawałam, że mam mikrofon i śpiewam. Amy była moim chórkiem, a Susan tańczyła. Mogłybyśmy spokojnie założyć wspólny girlsband.

-Genialnie! - klaskała nasza jedyna fanka pod „sceną”.

-Dziękujemy! To dla naszej fan-a-nki – powiedziałam zaczynając czkać. Chciałam włączyć następną jej piosenkę, lecz nagle wyłączył się prąd. Spojrzałam na przyjaciółki, a one na mnie. Ruda wyjrzała za okna, żeby zobaczyć czy to tylko u nas.

-Sąsiedzi też nie mają – wróciła do nas.

-Boje się – wyszeptałam zapalając latarkę w telefonie. Chyba momentalnie mój mózg wytrzeźwiał, bo przypomniał sobie o naszym prześladowcy, który był u nas w domu. Zaczęłam drżeć, a do tego serce chciało opuścić moją klatkę piersiową.

-Spokojnie, przecież nikogo nie ma – i po tych słowach usłyszałyśmy jak ktoś chodzi po górze. Niby mieszkamy w bloku, ale w niektórych miejscach słychać, kiedy ktoś chodzi po pokoju.

-Ja teraz też – odezwała się zza mnie Susan – czy to wyobraźnia pijaka płata nam figle? - Ponownie usłyszałyśmy kroki, które dobiegają chyba z mojego pokoju.

-Może i to alkohol, ale..

I teraz to było pewne, że to nie nasz umysł. Ktoś stłukł lampkę, która stoi tuż koło mojego łóżka. Wzdrygnęłam się wyjmując telefon.

-Dzwońcie do chłopaków – zaproponowałam wybierając numer do Zayn'a. Miałam łzy w oczach, kiedy słyszałam dalsze kroki tajemniczej postaci.

-Jak impreza? - spytał na wejściu.

-Przyjedź – załkałam do słuchawki najciszej jak umiem.

-Co się dzieje? - już widziałam jego przerażoną twarz i pośpiech kiedy wychodzi z domu.

-Ktoś tu jest – wyszeptałam łapiąc się ręki Amy, która stała najbliżej i tez usiłowała nawiązać kontakt z Lou.

-Kurwa.. już jadę. – Rozłączył się, a mnie ogarnął jeszcze większy strach niż przed chwilą. Przyłożyłam telefon do piersi i stałam w bezruchu. Nie mogłam nawet ruszyć palce, bo sparaliżował mnie wewnętrzny lęk, przed osobą z piętra. Nie wiemy kto tam jest, ani co ma w zamiarze zrobić. Dlaczego to dziś się stało? Jesteśmy tu we cztery i balujemy, a tu nagle wpada ktoś nawet nie wiem którędy. Przecież moje okno jest zamknięte, a dziewczyny nie mają za swoim oknem schodów przeciwpożarowych. Chyba, że skurwiel wybił szybę w mojej sypialni. Jeśli tak to jest już martwy.

-Dziewczyny czy to normalne sytuacja? - spytała spanikowanym głosem Emily, która nic nie wie na temat naszego psych-fana. Poświeciłam na nią latarką, a następnie na Amy. Kolorowa westchnęła i zabrała głos.

-Jakiś pojeb prześladuje nas od jakoś dwóch miesięcy – wyszeptała przerywając na chwilę. Stałyśmy nasłuchując czy zbliża się w nasza stronę – i chyba właśnie ponownie wszedł do naszego mieszkania.

-Ponownie?

-Tak, kiedyś był, ale spałyśmy -powiedziałam bez emocji, bo to jest zbyt odrażające. Koleś wpakował się do naszego domu, podczas naszego snu. Nie wiadomo co robił i czy na pewno skończyło się na zdjęciach takiego typu, czy może zrobił sobie jakieś pamiątki z innej perspektywy.

-Myślicie, że wyszedł ? Bo jest cicho od chwili. - Zauważyła Susan, a ja słyszałam tylko jak mocno bije mi serce. A co jeśli zszedł na dół? I jest gdzieś obok nas, patrząc jak się boimy. On żyje na naszym strachu, bo innej odpowiedzi na te zachowanie nie mam. Wolałam się nie odwracać, nawet jak czułam się obserwowana. Moje ciało nie chciało nawet ruszyć okiem, a co dopiero ręką. Modliłam się o przybycie Zayna. Minęło już parę minut, powinien za chwilę tutaj wejść, a ja od razu się do niego przytulę. Nie puszczę go dzisiaj nigdzie.

-Według mnie gdzieś jest – wyszeptałam czując czyjś wzrok na sobie – Am jesteś?

-Jestem. - Odpowiedziała przybliżając się do mnie. Niby trzymałam ją za rękę, ale panicznie boje się ciemności. Mamy latarki, lecz nie można nimi wszystkiego oświetlić.

Usłyszałyśmy bijąca się szklankę w kuchni, oraz drzwi wejściowe zostały otworzone na oścież. Z moich ust wydobył się głośny pisk.

-Abi?! - krzyknął Zayn biegnąć w moją stronę. Upuściłam telefon i z płaczem go przytuliłam. - Już jestem, nic ci nie będzie – uspokajał mnie jeżdżąc ręką po plecach.

-Ale on tu dalej jest – wyjąkałam do ucha chłopaka.

-Nie może, bo spotkałem na dole Horana, który majstrował coś przy prądzie. To pewnie głupi dowcip – odetchnęłam, ale przed chwilą ktoś w kuchni stłukł naczynie. To na pewno nie zabawa.

-Na prawdę, minutę temu rozbiło się szkło w ku-u-chni – za jąkałam się przy ostatnim. Malik puścił mnie i udał się w tamtym kierunku – nie idź – poprosiłam, ale nie wysłuchał mnie. Wytarłam łzy cieknące po policzkach.

-Amy?! - do mieszkania wpadł kolejny mężczyzna tym razem był to Louis.

-Dobrze, że jesteś – pobiegła do niego dziewczyna i zawiesiła się na jego szyi.

-Co się dzieje? - spytał, a do nas wrócił prąd. Widziałyśmy już wszystkich tu zgromadzonych.

-Tam nikogo nie ma – wyszedł Mulat patrząc na mnie, a zaraz znalazł wzrokiem Tommo. Zatrzymał się nie wiedząc co zrobić.

-Li też zaraz będzie – odezwała się Susan podchodząc bliżej drzwi, aby od razu znaleźć się blisko swojego chłopaka. Liam po kilku sekundach wpadł do mieszkania.

We trójkę patrzyli na nas, abyśmy im coś powiedziały. Już zaczynałam otwierać buzię, ale do mieszkania wszedł kolejny chłopak.

-Harry? Przecież jesteś u rodziny – podbiegła do niego Emily.

Teraz to jesteśmy prawie w komplecie. Niall też gdzieś tam jest na dole, więc cała piątka razem w jednym miejscu, Nie sądziłam, ze jest to możliwe. Cała trójka to już wiele, ale wszyscy.

-Jestem, słyszałem krzyki – opatrywał swoją dziewczynę, jakby jej się coś stało – to miał być tylko głupi żart.

-Chwila, co?! - krzyknęła Emily, mocno się denerwując.

-Wyłączyliśmy wam tylko światło. Nie wiedziałem, że tak się wystraszycie. A do tego słyszałem jak coś upada. Przeraziłem się, że się czymś skaleczysz po ciemku.


Mówił tak szybko, że ledwo coś zrozumiałam. Jedynie wiem, że ich poziom inteligencji jest mniejszy niż u noworodka.

Zanim zdążyłam się odezwać, Em uniosła rękę i niespodziewanie jej dłoń wylądowała na policzku chłopaka. Usłyszałam głośny plask i po chwili było widać czerwony ślad.


-Za co?!


-Ty już dobrze wiesz za co! - zdenerwowała się na niego i odeszła kilka kroków
-Tutaj ktoś był! A wy pomogliście mu tu wejść – wycedziłam przez zaciśnięte zęby. Styles wydawał się naprawdę zdezorientowany. Chyba nawet nie wie na co się właśnie zapisał. Kto robi takie numery? Niech no ja spotkam Horana, zabije go.

-Możecie nam powiedzieć, o co chodzi? - spytał Liam patrząc na Susan. Ona spojrzała na nas, a ja na Malika. On jako jedyne wie co się dzieje.

-Od jakiegoś czasu dziewczyny mają prześladowcę – zaczął historię – ja też bym nie wiedział, ale pewnego dnia ktoś gonił Abi samochodem. Zajechałem mu drogę, a potem zabiłem. Ale okazało się, że to nie ta osoba. Najwidoczniej spodobało się mu nękanie dziewczyn, a dziś wszedł tutaj..

-Nie tylko dziś – przerwałam chłopakowi, od razu na mnie spojrzał – był w mojej szkole i przyniósł nam zdjęcia. Nie zwykłe, bo każda z nas na nich śpi -wzdrygnęłam się na same wspomnienie obrazków, które schowałam do szuflady w salonie – czyli już tutaj był, a dziś nie udało mu się nas „dopaść”. - Zrobiłam cudzysłów kończąc swoją wypowiedź.

-Dlaczego nic nie powiedziałaś?! - krzyknął na mnie Mulat.

-Nie było czasu, i chciałam poczekać właśnie na takie spotkanie, bo miałyśmy reszcie też o tym powiedzieć. Ale nie dziś, tylko jutro.

Dziewczyny pokiwały głowami i nastała cisza. Patrzyłam w oczy Zayna, które coś analizowały. Nie mogłam wyczytać z nich nic, oprócz zastanowienia co robić dalej. Dla niego to jest tak samo trudne jak dla mnie, lecz chyba nie chciałabym być w jego skórze. W mieszkaniu są jego dawni przyjaciele, teraz wrogowie. A ja jako jego dziewczyna chcę ich zjednoczyć. I małymi kroczkami i tak właśnie nastał jakiś postęp. Nie skaczą sobie do gardeł, ani nie wyzywają. Kompletnie nic do siebie nawet nie mówią to jest znak dobrej roboty, Jeszcze trochę czasu i będą nawet spokojnie rozmawiać.

Lou ani Liam nie krzyczeli na dziewczyny, tylko spokojnie to przemilczeli. Jeszcze bardziej dziwna sytuacja, bo wychodzi na to, że tylko Zayn krzyczy na mnie.

Susan szturchnęłam swojego chłopaka, aby ten coś powiedział. Ogólnie jak dla mnie jest to cisza przed burzą. Każdy z nich musi przynajmniej raz powiedzieć co na ten temat myśli, a teraz mówią sami do siebie. Nie wytrzymają tak długo.

-Jestem wkurwiony, bo nic nie powiedziałaś -zaczął Payne – ale dobrze, że teraz wiemy i możemy jakoś działać.

-Zgadzam się z Liamem – odezwał się Louis puszczając rękę Am – musimy współpracować, żeby zapewnić bezpieczeństwo dziewczynom. I pozbyć się tego skurwiela.

Spojrzałam na dziewczyny, które tak samo jak ja nie mogły zrozumieć tego, co właśnie się stało. Chłopcy postanowili razem coś robić. RAZEM. Jakiś miesiąc temu było to nie do pomyślenie, dzisiaj stało się faktem prawie dokonanym. Mój wzrok powędrował do Malika, który nic nie powiedział tylko stał i drapał się po karku.

-Powinniście zakopać topór wojenny, dla dobra osób, które kochamy. - Jego słowa były najmocniejsze. Jeszcze jako pierwszy wyciągnął rękę w stronę Louisa. Brunet ja uścisnął, a następnie podali sobie z Payne. Ten widok należało jakoś uwiecznić zdjęciem. Najpiękniejszy moment w moim życiu. Brakuje nam tutaj Nialla, ale znając szczęście, on zaraz tu przybiegnie sprawdzić co się dzieje. Cała piątka połączy siły, będą ze sobą rozmawiać i naprawiać kontakty. Jednak cuda się zdarzają i to na naszych oczach.

-Kocham cię – wyszeptałam przytulając się ponownie do Zayna.

-Ja ciebie też – odpowiedział złączając nasze dłonie – a teraz chyba wracam do siebie.

-Chyba żartujesz? - spytałam zaczynając się śmiać – nie mam zamiaru zostać sama.

Na samą myśl o nocy w swoim pokoju, gdzie była ta osoba, przechodzą mnie ciarki. Nie będę mogła zasnąć, mając świadomość tego co się stało parę minut temu. Dziewczyny pewnie też nie puszczą chłopaków do domu. Zresztą oni stąd nie wyjdą, tylko mój kochany kochaś, chce mnie zostawić w „bezpiecznym” miejscu.

-Dobra, zostanę – wygrałam...
....................
Jest i 54! ;D
Te rozdziały tak szybką idą... czas też szybko idzie, nim się obejrzymy i już kończyć się będą wakacje ;"<<<
Ja pewnie jestem w Bułgarii, kiedy Ann opublikuje rozdział :D
Przesyłam wam buziaki stamtąd ^^ Ale mimo wszystko czekam na komentarze! <3
Bawcie się dobrze! Wypoczywajcie, ale i też uważajcie na siebie ;3
Buziaki! IDA!! <3

4 komentarze

  1. A ja w piątek jadę do mojej krainy radości.
    Ej, nie prorokuj września. Ostry zapierdziel się zapowiada. Tylko od 7:30 do 19/20 nie będzie mnie w domu. Japierdolę. Brak życia.
    Ktoś się zamieni? Nie? No jasne.

    Takie napięcie że aż... Kurwa, dawno takiego nie było. Mówię serio. Jeszcze Nialla brakowało. Mimo to nadal widzę go jako menela, ćpuna czy co tam.

    Dobra, pozdrawiam z krainy mojego koca.
    Hepi Holidejs

    ~Lily.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hi
    To takie przykre, gdy czytam te wszystkie wpisy i notatki na polskich blogach lub u polskich znajomych na fejsie... no bo wy wszyscy życzycie sobie fajnych wakacji i wgl a ja w tym czasie głowię się jak zdać chemię. ;( :D
    Nie jest wcale aż tak źle. Znaczy jest źle ale nie aż tak. Nie no jest naprawdę bardzo ciężko ale jakoś daję radę. Raczej nie daję rady i jest ciężko... - WTF?! Odpierdala mi do reszty...
    Tak z innej beczki: ja się muszę chyba wziąć za pisanie swojego bloga... mam wrażenie że się cofam w rozwoju jak chodzi o polski.
    Ale co to kogo obchodzi! Rozdział wyszedł ci bardzo spoko.
    Meeega cute ta cała akcja chłopaków. Jak oni tam w mgnieniu oka się stawili by obronić dziewczyny i oooo O.O
    Mam wrażenie czy realizujesz powoli moją drobną wzmiankę na temat przyszłości między abi i zazą...? Żebyśmy się tylko dobrze zrozumiały: to jest moja ulubiona para. Więc teraz mieszaj sobie ale oni do siebie wrócą... no.
    EJ ja już kończę ale jeszcze propo tego co mi nie pasi. Mam wrażenie że u nich to głównie imprezy i festy i wgl. To się robi przekatowane... coś innego...? I strasznie się boję że z czymś przesadzisz. (Na wielu blogach te setki razy gdy ta sama para się schodzi i rozchodzi. Albo jakaś postać traci nogi czy chuj wie co jeszcze. NIE)
    Dużo zabawy na tych waszych wakacjach.
    Magi :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście pisząc tak późno machnęłam literówkę we wlasnej ksywce. Łapki w górę kto uważa że ze mnie debil... a teraz kto uważa że mi odbiło... dziękuję :D
      *MEGI

      Usuń
    2. Megi!! Zayn i Abi się nie rozstają! :< Po prostu Zaza ma swój własny charakter, który Abigail musi znosić. Ona potrzebuje miłości, a chłopak, wiesz jak to oni.. Nie potrafi tego dokładnie okazywać. Spokojnie, nigdy się nie rozstaną! No chyba, ze coś się stanie. Ale to nie teraz.. wiem, że nie można tak srać takimi scenkami xdd
      Imprezy akurat są często, ale to ze względu na ich młody wiek itd. :"D Albo nie mma pomysłu, to wpada mi do głowy impreza xd
      Spokojnie, wychodzę już z takich scen i blog będzie coraz lepszy na 100 pro
      Buziaki :3
      IDA <3

      Usuń

Szablon dla Bloggera stworzony przez Devon.