niedziela, 12 czerwca 2016

Rozdział 52


**Oczami Amy**

-I've beenwaching.. tararara – śpiewałam, jeśli tak to można nazwać, na całe mieszkanie. Byłam sama, więc nic do stracenia nie miałam, oprócz głosu, który już dawno pewnie wyparował. A do tego chodziłam po salonie, w celu znalezienia moich kolczyków, które przysięgam, że gdzieś tutaj zostawiałam jakiś tydzień czy dwa temu. Jakby Abi była, to pewnie bym je już miała, ale ta musiała iść z Matt'em na spacer. Z jednej strony dobrze, może powie mu coś o Maliku i chłopak nie będzie się tak denerwował.

Kolejna szuflada i dosłownie same płyty i papiery. Miałam ochotę rzucić książką od biologii, która leżała tam zamiast mojej biżuterii. Jak ja mogę mieć taką słabą pamięć? Powinnam łykać jakąś omegę czy coś innego, na poprawę „pracy umysłu”.

Westchnęłam zrezygnowana idąc do kuchni. Wstawiłam wodę na kawę, bo już dochodzi 7, a dziś wybieram się do pracy. Prosiłam Lou, aby pojechał ze mną, ale nie chętnie to przyjął. Chyba na ich przyjaźń nie możemy liczyć. Chociaż jakbyśmy próbowały, to kto wie.

-Jesteśmy! - dobiegł mnie głos z przedpokoju, więc ruszyłam biegiem w ich stronę. Rodzeństwo Bennett stało i się uśmiechało od ucha do ucha. Takie dwa słodziaki, widać już z daleka, że łączy ich więź krwi.

-Wiesz gdzie są moje kolczyki? Te takie w kształcie serduszek – zrobiłam maślane oczka do przyjaciółki, która ściągnęła trampki i poszła do salonu. Tam otworzyła szuflę, którą dosłownie przed chwilą otwierałam.

-Ale tam nie maa- wyjąkałam, ale zatkałam się widząc jak ona je wyciąga. Uderzyłam się w czoło, a następnie uściskałam brunetkę. Przytuliła mnie strasznie mocno, co było dla mnie znakiem, że musimy pogadać. Tylko nie w obecności jej brata, bo to wymaga przyjacielskich uszu. Pokiwałam delikatnie głową odchodząc w stronę kuchni, gdzie zalałam sobie napój i poszłam do swojej sypialni. Szłam jak zawsze pomału po schodach, bo nie lubię rozlewać, a potem sprzątać po sobie. Takim żółwim tempem dotarłam do swojego królestwa, które musiałam otworzyć nogą i tak samo zamknąć je za sobą.

Musze siedzieć teraz, żeby dać radę do rana. Może Malika dalej nie ma, to urwę się jak zawsze wcześniej.

-Ahh- siadając odetchnęłam, a po chwil spojrzałam na dzwoniący telefon. Z uniesioną brwią przesunęłam zielony przycisk i przyłożyłam urządzenie do ucha.

-Hej kuzynko! - krzyknęła Emily. Jak ja jej dawno nie słyszałam, w ogóle przecież mieszka gdzieś niedaleko, a odkąd się wprowadziła to była u nas jakoś dwa razy, bo nie przypominam sobie więcej wizyt. Głupia suka jak ostatni była, to na mojej głowie wylała jakieś wiaderko wody. Chciałam ją zabić, ale rodziny się nie wybiera – niestety.

-Cześć Em, co cię do mnie sprowadza? - upiłam łyk kawki i skrzywiłam się. Dlaczego zapomniałam o cukrze? Przecież to podstawa..

Wstałam i drepcząc wyszłam z pokoju. Szurałam skarpetami po panelach, które nie wiem kiedy ostatnio były myte, ale na pewno kiedyś je umyjemy. Zapewne za niedługo zrobimy dzień czystości, robimy tak raz w miesiącu, bo nie wypada dziewczynom mieć takiego bałaganu.

-Stęskniłam się, a raczej nie mam co robić, bo Harry musi jechać do swojej rodziny na jakiś tydzień. Może zrobimy sobie babski wieczór? Maseczki, alkohol i ploteczki?

Zaśmiałam się na samo wspomnienie ostatniej takiej nocki, oczywiście nie z Em, bo ona u mnie nocowała jakoś 5 lat temu, jeszcze jak mieszkałam z rodzicami. To takie piękne i niewinne czasy, tak myśląc teraz, kiedy mam już swoje lata, to chciałabym wrócić do podstawówki, albo nawet niżej. Tak po prostu być dalej dzieckiem i nic nie wiedzieć o świecie.

-Wiesz, że ja zawsze jestem chętna. Dziewczyny też, tylko dziś mam pracę, a one jutro szkołę. Ale na luzie na weekend możesz wpaść – dotarłam do kuchni i wzięłam cały pojemnik z cukrem. Kawka będzie o wiele lepsza, bo cukier mnie dodatkowo pobudza.

-Okej, to pojutrze mamy piątek, czyli wtedy się widzimy! - zachwycona wysłała mi buziaka i się rozłączyła. Ją tak trudno czasem zrozumieć. Chyba widać, że jesteśmy rodziną, jednak ehhhh..

**

-Ale już na pewno? - spytałam po raz setny Abi, która opowiedziała mi o spotkaniu z Zaynem.

-Na sto procent! - wykrzyczała na co i ja zapiszczałam. Boże jak się cieszę, w końcu wszystkie wracamy do normalnego życia. Przytuliłam ją mocno. W takiej pozycji było tak przyjemnie i można poczuć naszą miłość. Po prostu kocham Abigail jak siostrę.

-Chyba Susan i Liam trochę zabalowali – zaśmiałyśmy się, bo jednak ja wychodzę zaraz do pracy, a naszej rudej jeszcze nie ma. Sądzę, że dziś jej już nie będzie. Ale mogłaby przyjść, bo Abi będzie sama całą noc, może i już nie mamy problemów z dziwną osobą, ale to i tak strach. Ja w dzień jestem przerażona, a co dopiero w nocy. Jednak brunetka wygląda na tak bardzo szczęśliwa, że pewnie teraz żyje na miłości i pójdzie zaraz normalnie spać, a jutro do szkoły. Akurat jutro czwartek, potem piątek i znowu mają wolne. Takim to dobrze... ja muszę codziennie do pracy, bo skoro Malik widział się z Abi, to będzie dziś w pracy. No to mam przerąbane..

-Leć już, bo się spóźnisz. A ja idę do książek – ucałowała mnie i poczekała, aż wyjdę. Pomału ubrałam buty, kurteczkę i biorąc torebkę wyszła. Usłyszałam jak zamyka na wszystkie spusty drzwi i spokojnie zjechałam windą na dół. Mogłam poprosić Lou, aby mnie zawiózł dziś do klubu, ale z drugiej strony jeszcze nie ustaliłyśmy kiedy powiemy reszcie o naszym pseudo fanie.

Wychodząc poza nasz blok, poczułam chłodny powiew wiatru, ale i dziwne uczucie obserwowania. Oczywiście obracałam się kilka razy wokół czy, aby na pewno jestem sama. Za każdym razem nie było nikogo blisko, tylko gdzie nie gdzie jakieś osoby. Ale wsiadłam do taksówki, podałam adres i opanowując bicie serca jechałam do pracy. Wyciągnęłam telefon, żeby sprawdzić czy nikt nie pisał, bo jak mam wyciszony to nie będę świadoma czy ktoś chce się ze mną skontaktować.

*

Jak dziwnie tutaj wchodzić po kilku dniowej przerwie. Tak jakoś inaczej, ale po chwili czuć, że znam to miejsce i należę do niego w jakiś sposób. Chyba właśnie tak reaguje na pracę, bardzo się do niej przywiązuje.

-O, kogo my tu widzimy – usłyszałam głos dziewczyny, której imienia nie pamiętam. Niektórzy mówią Kate, a inni Anna. Więc w sumie można się trochę pogubić. Jeśli chodzi o załogę, to żyje ze wszystkimi w zgodzie, ale to nie oznacza przyjaźni.

Kiwnęłam jej głową i poszłam na zaplecze. Już część gości siedzi przy barze i pije. Przeszłam obok kilku osób i dotarłam tam gdzie chciałam. Ściągnęłam kurtkę i odwiesiłam torebkę. Tutaj istnieje małe prawdopodobieństwo kradzieży, bo nasz kochany szef ma wszędzie kamery. Tak też widzi nasz każdy ruch, ale znając życie on tego nie ogląda, bo to Zayn. Wątpię by mu się chciało.

-Amy, dawaj na salę, bo nie daje już rady – weszła Kate-Anna do mnie, a ja z udawanym uśmiechem wyszłam do ludzi. Kurde, przed chwilą było ich znacznie mniej. Zaczęłam obsługiwać kilka stolików, a w tym był jeden z wieczorem kawalerskim. Mężczyźni dopiero zaczynali, ale już mnie wkurzali. Nie mogli się zdecydować co chcą, a ja musiałam stać i czekać.

-Może whisky? - zaproponowałam widząc ich nieogarnięcie.

-A do tego panią? - spytał jeden z nich, a ja obdarowałam go zdziwioną miną.

-Niestety, nie można mieć wszystkiego – puściłam mu oczko notując, żeby uważać na ten stolik. Nie mogę się z nimi kłócić, bić, ani wyzywać. To są zasady, które przestrzegam.

-Straszna szkoda, bo mogę dużo zapłacić – moja ręka właśnie walczyła z głową, aby tylko nie uderzyć w jego pusty łeb. Wydobyłam z siebie cichy śmiech i odeszłam od nich.

Spokojnie, to tylko praca i idioci. 1,2,3...

Uspokojona zajęłam się resztą gości. W międzyczasie poszłam na górę, bo chciałam pogadać z Zaynem, ale nie było go. Może odpuścił sobie pracę i pojechał do Abigail? Kurde jak takim to dobrze. Mogą sobie robić ciekawe rzeczy w domu, a ja muszę pracować. Jednak coś za coś...

**Oczami Louis'a**

Nie chciałem jechać do Amy, a mianowicie do jej pracy ze względu na Malika. Mogę go tam zawsze spotkać, a chyba tego nie chcę. Z drugiej strony, skoro już wiemy tyle i mamy trochę wspólnego to co mi szkodzi? Jedna kłótnia w tą czy w tamtą wiosny nie czyni. Dlatego też wstałem z kanapy i wyszedłem na zewnątrz, gdzie zostawiłem swoje autko.

Mógłbym zostać w domu i iść spać, albo po prostu coś wypić, ale nieee. Chcę być dobrym chłopakiem i odwiedzać swoją dziewczynę w pracy. Nawet jeśli jej szefem jest mój wróg.

Noc jest idealna do jazdy. Mijasz mało osób, możesz spokojnie gazować, a do tego widzisz piękne niebo. Kiedy mijam wszystkie te światła, czuje się bardzo dobrz. Już z dala widać wielki neonowy napis „Maddox”. Nie mam pojęcia skąd Malik się tam wziął, ale z tego co słyszałem od znajomych to nie jest tam tak źle.

Trzasnąłem drzwiami i zamknąłem pojazd kluczem. Schowałem ręce do kieszeni i ruszyłem do wejścia. Oczywiście ominąłem kolejkę, jak zawsze. Wchodząc do środka uderzył we mnie słodki zapach papierosów i piwa. Idealne połączenie z muzyką. Przechodzę przez jakieś korytarze, aż w końcu dochodzę do głównej sali, gdzie siedzą już pijani ludzie, a kelnerki obsługują. Jedną z pięknych niewiast była moja Amy. Podszedłem do niej od tyłu i ją przytuliłem.

-To ja – szepnąłem do jej ucha, kiedy ta wzdrygnęła się.

-Nie spodziewałam się ciebie tutaj  – odpowiedziała przepraszając klientów i odchodząc na bok ze mną.

-Ja też, ale dla ciebie jestem w stanie się przełamać – odłożyła notatnik na barek, po czym pocałowała mnie na przywitanie. Właśnie dla takich przyjemności mogę tutaj dla niej być, nawet jak będzie Malik.

-Możesz tutaj posiedzieć, bo ja muszę obsłużyć ten stolik – wskazała na bandę pijanych facetów. Pokiwałem głową i puściłem jej rękę, by mogła spokojnie kontynuować pracę. Zamówiłem kufel piwa i obserwowałem jak moja dziewczyna udaje uśmiech, i odpowiada na zadawane pytania.

Odwróciłem na chwilę od niej wzrok, aby rozejrzeć się po pomieszczeniu. W głębi czułem, że nie chodzi mi o obczajenie wszystkiego, ale o dostrzeżenie Malika. Chyba liczyłem, że go tutaj nie spotkam. Ale to miejsce należy do niego, więc skoro wrócił do miasta to i tutaj.

Wróciłem wzrokiem do Amy, która nerwowo patrzyła w moją stronę, a następnie na klientów. Moją uwagę przykuł jeden koleś, który właśnie złapał ją za pośladki. Na początku myślałam, że to tylko moja wyobraźnia, ale po sekundzie wstałem z miejsca i znalazłem się obok niego.

-Co się dzieje?! - krzyknąłem odciągając ją na bezpieczną odległość. Dziewczyna przygryzała dolną wargę, a jej oczy wyrażały niepokój.

-Ustaw się w kolejkę – upomniał mnie ten sam mężczyzna, który przed chwilą kładł ręce na mojej Amy.

Zrobiłem krok w jego stronę, ale dziewczyna położyła rękę na mojej klatce piersiowej, abym nic pochopnego nie robił. Przeskakiwałem wzrokiem z niej na niego, aż ochłonąłem i mogłem odejść, żeby nie wywołać bójki.

-A ty gdzie?! Zostajesz z nami – Am została szarpnięta do tyłu, tak że wylądowała na jego kolanach. Mały, gruby blondyn myśli, że jest królem całego świata. Teraz moje ciśnienie podskoczyło ze zdwojoną mocą. Duże dwa kroki i moja pięść wylądowała na jego szczęce.
Nie był sam i kozaczył, a to oznacza, że jego kumple chcą  mu pomóc. To tak bardzo męskie zachowanie. Była ich czwórka. Jednego miałem ochotę zabić, ale pozostali mnie odciągali i pozwalali swojemu kumplowi, aby mnie kilka razy uderzył.

-Zostawcie go! - krzyczała moja dziewczyna, a ja czekałem, aż poluźnią uścisk, żeby rozwalić im twarze...

**Oczami Zayna**

Na reszcie dom. Niby nie było mnie chwilę, ale mimo wszystko stęskniłem się za życiem tutaj. Już chyba odzwyczaiłem się od bycia dobrym bratem i synem, po prostu teraz Londyn stał się moim domem i tak zostanie.

Odkąd widziałem się z Abi minęło kilka godzin. Bardzo się cieszę, że poznałem jej brata, a do tego mogłem ją przytulić i poczuć jej miłość. Tego właśnie mi brakowało najbardziej. A teraz do szczęścia muszę odwiedzić swój klub i sprawdzić jak tam się mają. Podczas mojej nieobecności wyznaczyłem zastępstwo, ale nie wiem czy udało mu się zapanować nad wszystkimi pracownikami. Tak też czas wrócić do pracy.

Podniosłem się z kanapy i wolnym krokiem doszedłem do drzwi, które prowadzą do garażu. Ubrałem trampki i dostałem się schodami na dół. Zastało mnie tam piękno – moje cudeńka, które czekały na mnie.

Wziąłem kluczyki od jednego z motorów – Honda. Mój czarny rumak stał pod ochronną narzutą. Jednym zwinnym ruchem pozbyłem się okrycia i moim oczom ukazał się cudowny pojazd. Wciągnąłem powietrze biorąc do reki kask z ciemną szybką. Otworzyłem pilotem garaż, a następnie bramę, aby wydostać się z podwórka. Usiadłem i odpaliłem silnik. Ten dźwięk to miód na moje uszy. Lepsze od muzyki. Motory to moje drugie życie jak nie pierwsze. Przy gazowałem i wyjechałem poza granice mojego domu. Zamknąłem automatyczną bramę i wjechałam na drogę. Pomału przez moją uliczkę, a na głównej drodze nie hamowałem się. Jechałem tak jakbym nigdy nie jeździł. Pragnąłem tylko adrenaliny i szybkości. Na głównej wymijałem wszystkich jak szalony. Dziwne, że nikt nie trąbił. Może jest tak późno, że ledwo kontaktują, a co dopiero mają na mnie się drzeć.

Szkoda, że Maddox nie jest na końcu Londynu, wtedy mógłbym spokojnie jechać i jechać. A tak już po 5 minutach stałem na tyłach swojego klubu, gdzie tylko moja załoga i ja zostawiamy swoje samochody oraz motory. Ściągnąłem kask i rękawiczki wchodząc do klubu tylnym wejściem.

-Witam szefa – mój chwilowy zastępca podał mi rękę.

-Jak tam klub? - streścił mi dokładnie każdy dzień mojej nieobecności, a ja udawałem, że słucham. Na prawdę chciałem tylko usłyszeć czy dużo zarobili i czy nie było żadnych bójek. Mamy ochroniarzy, ale co do czego to nie zawsze mają ochotę rozdzielać ludzi. Dlatego muszę ich dokładnie sprawdzać, by wiedzieć komu płacę i czy na pewno opłaca się im płacić.

Podziękowałem i szedłem do środka. Z daleka było słychać krzyki, ale nie zabawne lecz takie przerażające. Odłożyłem kask na półkę i wszedłem na salę. Moim oczom ukazała się Amy, która krzyczała na kilku mężczyzn aby zostawili kogoś. Dostrzegłem zakrwawioną twarz Louis'a. Próbował się wyrwać, ale najwidoczniej nie dawał sobie razy z czwórką napastników. Oparłem się o framugę, ale nie mogłem na to patrzeć. W końcu to mój klub, a w nim istnieją jakieś reguły.

-Co jest? - spytałem kolorową, a ta mocno mnie przytuliła. Odwzajemniłem uścisk, ale zaskoczyła mnie. Pokręciłem głową, a jej oczy błagały mnie o pomoc. Nie mogła tego sama powiedzieć, bo wie jakie mam do niego nastawienie.

-Proszę – wyszeptała w końcu. Przymknąłem oczy na sekundę, a następnie moje dłonie odciągały napastników od Tommo. Chłopak uwolnił się i staliśmy obok siebie jak dawniej. Jak dawni przyjaciele, którzy są w stanie za siebie umrzeć. Louis spojrzał po chwili na mnie, nie wierząc w to co widzi. Ja też nie wiem co robię, ale chyba coś dobrego dla świata.

Kiedy zaczęli się do nas zbliżać, to popełnili najgorszy błąd życia.

Czułem jak mokra ciecz zostaje na moich kostkach. Dostałem parę razy w twarz, ale odegrałem się mocniej. W końcu pomogli nam ochroniarze, którzy wyrzucili nieproszonych gości poza mury Maddox.

-Nie śpieszyło się wam – upomniałem „goryli”, a oni zdali sobie sprawę, że ja to ja. Miny im zrzedły. Splunąłem im pod nogi krwią. Przetarłem usta, które pewnie są poturbowane. Na szczęście moje oczy nie zostały podbite.

-Dziękuje – powiedziała Am, a ja spojrzałem na Louis'a, który wygląda gorzej niż ja.

-O co poszło? - spytałem ruszając w stronę swojego biura.

-Zaczepiali mnie, a Louis stanął w mojej obronie – odpowiedziała kolorowa. Już myślałem, że to on wplątał się w jakąś bójkę, ale taki powód mogę zrozumieć. Jeśli ktoś tknął by Abigail to najprawdopodobniej też bym się wdał w szarpaninę.

Będąc w biurze wyjąłem z szafki apteczkę podałem chłopakowi. Zmierzył mnie spojrzeniem, ale wziął ją. Dziewczyna opatrywała jego rany, a ja polałem nam whisky. Posunąłem w jego stronę, a sam swoje od razu wypiłem.

Moje zachowanie nie tylko jego dziwi, ja też nie wiem co właśnie robię. Wrogom nie podaje alkoholu, ani pomocnej dłoni.

Usiadłem i obserwowałem swoich gości. Piłem szklankę za szklanką, aby tylko zrozumieć co ja robię. Zawsze myślałem, że to kobiety nie potrafią się zrozumieć, a tak naprawdę my mamy bardzo podobnie.

-Jeszcze raz dziękuje – oddała mi apteczkę, którą schowałem tam gdzie była wcześniej.

-To ja powinienem dziękować – wstał z kanapy i zrobił krok w moją stronę. Wyciągnął do mnie rękę, a ja nie wiedziałem co zrobić. Moje wnętrze kazała mi ją uścisnąć, tak też po wyczekiwanej chwili przyjąłem jego wdzięczność. Oboje byliśmy zdziwieni tym co właśnie się stało. Nasze ciała „stykały” się tylko podczas bijatyk. Teraz było jakoś inaczej, tak jakbyśmy byli dalej dzieciakami.

-Chociaż dałbym sobie radę – prychnąłem, a on postąpił tak samo.

-Jasne – odpowiedziałem z uśmiechem na ustach. Amy stała i z podziwem na nas patrzyła.

-Czy mogę iść do domu? - spytała wykorzystując chwile mojej słabości.

-Idź, jakoś dadzą sobie radę – odparłem odprowadzając ich wzrokiem do wyjścia. Tommo kiwnął mi głową, więc zrobiłem to samo. Poczułem dziwne ukłucie. Nie mogłem spokojnie siedzieć, więc chodziłem w kółko i piłem resztę whisky.

Nienawidzimy się przez jedną sukę, ale może właśnie nadszedł czas, że ktoś nas zjednoczy? Minęło trochę lat, dużo się działo w naszym życiu. Dorośliśmy i potrafimy oddzielić niektóre sprawy. Ta sytuacja była oddzielona od naszych prywatnych zatargów. Pomogłem mu, chociaż nigdy wcześniej bym tego nie zrobił. Dzięki tej cholernej kłótni, coś się w nas zmieniło – przynajmniej we mnie.

Za dużo myślisz..

**Oczami Abigail**

Stoję i patrzę się przed siebie na setki osób, które przemieszczają się z klasy do klasy. Czwartek to dobry dzień, bo mamy tylko 7 lekcji. A do tego same rozszerzenia plus języki. Czekam na Susan, która jeszcze w gipsie kuśtyka po schodach na górę. Wczorajszy wieczór spędziłam na uczeniu się. Byłam w swoim żywiole móc wrócić do nauki. Szczególnie jak matura jest za 12 dni, a ja mogę normalnie funkcjonować, bo wiem, że Zayn nie jest na mnie zły i jest w Londynie. Nie miałam okazji porozmawiać z Am, bo nie wróciła do domu na noc. Pewnie Louis ją zabrał do siebie. Na reszcie wszyscy jesteśmy szczęśliwi i nikt nie płacze w swoim pokoju.

Jak tylko zacznie się weekend to zagonię dziewczyny do pomocy z wieczorem panieńskim dla Ashley, bo w końcu mój brat mnie o to prosił. Wczoraj dzwoniłam do tej jej przyjaciółki i ona twierdzi, że jest otwarta na pomoc. Szczególnie, że jestem siostrą Matt'a.

-Chodź, bo się spóźnimy – zauważyłam jak moja przyjaciółka wyprzedza mnie. Zaśmiałam się i szłam za nią. Po drodze zapatrzyłam się na swoje stopy i można powiedzieć, że „wjechałam” komuś z bara. Jak się okazało to Horan, który zdezorientowany zaczął się śmiać.

-Przepraszam – uśmiechnęłam się niewinnie.

-Spoko – odpowiedział także wysyłając mi uśmiech – A co u Ciebie słychać? Dawno cię tu nie było.

Przygryzłam dolną wargę zastanawiając się co odpowiedzieć.

-Kłótnie z chłopakiem mnie do tego zmusiły.

-Ale skoro tu jesteś to znak, że wszystko się ułożyło? - pokiwałam głową.

-Abi! No chodź! - krzyknęła Susan gestykulując w moją stronę. Westchnęłam widząc jak stara się wejść po schodach na górę.

-Może pomogę – Niall wziął od niej plecak, a ona zerknęła na mnie. Wzruszyłam ramionami, bo nie wiedziałam czemu to robi.

-Skoro tego pragniesz – odpowiedziała ruda czekając, aż dołączę do niej. Chciała mi coś szepnąć na ucho, ale aktualnie zadzwonił dzwonek, który jej to uniemożliwił. Blondyn wysłał jej buziaka oddając plecak. Dziewczyna przewróciła oczami wchodząc do sali, gdzie mamy pierwszą lekcję. Nie jest to zbyt fascynujący przedmiot, więc znając życie Susan będzie mi opowiadać jak to było wczoraj z Liamem.


**

-Siku, siku, siku! - piszczała Susan biegnąć, jak można to tak nazwać, o dwóch kulach do toalety. Szłam za nią, ale po chwili byłam już przed nią. Czułam jak wypala w moich plecach dziurę. Dobrze, że jutro zdejmują jej gips. Będzie mogła już normalnie chodzić i nawet pomału biegać. Odwróciłam się w jej stronę, a następnie zrobiłam krok w przód wchodząc w kogoś. Od razu spojrzałam na osobę, którą potrąciłam. Miała na sobie czarny kaptur, więc nie dostrzegłam jej twarzy.

-Przepra..- nie zdążyłam, bo tajemnicza postać zniknęła w tłumie. Zatrzymałam się na chwilę, a moja przyjaciółka w tym czasie weszła do łazienki.

Otrząsnęłam się i zrobiłam to samo co ona. Jednak pożałowałam tego, bo na wielkim lustrze był duży napis.

Czyżbyście już o mnie zapomniały?”

Wielkie czerwone litery. Każdą z nich przeglądałam kilka sekund. A na zlewie leżała szminka, którą wykorzystano do napisu, a pod nią była mała koperta. Otworzyłam ją, a następnie upuściłam. Zatkałam dłonią usta widząc trzy zdjęcia prawie jednakowe. Słysząc spuszczaną wodę odkręciłam kurek, aby zacząć zmywać treść wiadomości kierowaną do naszej dwójki.

-Co to jest? - spytała dziewczyna zatrzymując się za mną.

-Chyba nasz pseudo fan wrócił – wyjęłam telefon i zrobiłam zdjęcia, żeby pokazać w domu Am. Zaczęłam ścierać szybko wszystko, aby tylko nikt tutaj nie wszedł. Susan także zaczęła mi pomagać, a jak pozbyłyśmy się napisu pokazałam jej kopertę.

-A to kurwa – wyszeptała widząc to co ja przed chwilą. Są tam zdjęcia każdej z nas, kiedy śpimy. I to niedawno robione, bo zostawił specjalnie datę na każdym obrazku.

-Teraz musimy pogadać ze wszystkimi – zgodziłyśmy się wychodząc z łazienki. Na korytarzu czekał na nas Horan, który widząc nasze przerażenie przystanął na chwilę.

Pokręciłam w jego stronę głową, ale ten i tak szedł obok nas, aż na zewnątrz. Teraz jest nam potrzebna chwila na świeży oddech, żeby móc wrócić do nauki. Usiadłyśmy na schodach opierając o siebie głowy.

-Co się stało? - spytał chłopak stając przed nami.

-Pokaż mu – powiedziała ruda, więc podałam mu kopertę. Zdziwiony przeglądał to co my chwilę temu. Nie wiedział za bardzo o co z tym chodzi, więc postanowiłam mu krótko streścić.

-Od jakiegoś czasu ktoś nas prześladuje. Jedynie Zayn nam pomaga, a teraz i ty zostałeś wtajemniczony – oznajmiłam chłopakowi, a on wpatrywał się w zdjęcia. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że patrzy na śpiące dziewczyny. Przeraził się tak bardzo jak my.

-Nie możesz nikomu o tym powiedzieć – odezwała się Susan, a on tylko pokiwał głową jakby buforował to co mu powiedziałam...
__________________
Hej!!! <3
Koniec weekendu.. ;c Ale za to nowy rozdział już jest xx Cieszcie się nowym tygodniem, bo jeszcze takie 2 ciężkie poniedziałki i koniec!! ^^ Wakacje! :> Już nie mogę się ich doczekać...
Gorzej będzie z wyjazdami, bo ja już mam w planach 30 czerwca wyjazd na 12 dni, więc nie wiem jak będzie z rozdziałami.. może uda mi się napisać kilka z góry i Ann by  tylko udostępniała.. Zobaczymy, na razie jest dobrze wiec do napisania!! : ))
Pozdrawiamy IDA!! <3


3 komentarze

  1. Sieeemka :D
    Rozdzial wyszedł ci spoko tylko jakoś dużo opisów, a mało... reszty... może to tylko moje wrażenia.
    Baardzo się cieszę z akcji między Zazą i Lou. Chciałabym żeby zaczeli łączyć siły i walczyć z prześladowcą dziewczyn. :D
    Moim 2 ulubieńcem jest Niller więc nie miałabym problemu jaby wreszcie się łogarnął... tak tylko mówię :D
    Odnośnie notki pod rozdziałem to ja się kompletnie nie zgadzam! W obecnym momencie mieszkam i uczę się za granicą, a szkołę kończymy dopiero 27 lipca :( Mnie czeka jeszcze 6 palących poniedziałków. A w dodatku teraz wszyscy nauczyciele stwierdzili, że czas na testy i poprawki. ;(
    Mam nadzieję że tego istnie wspaniałego bloga poprowadzicie i w wakacje. (POWODZENIA Z ORGANIZACJĄ CZASU XD)
    Papatki i dużo weny
    Megi, oczywiście ;)
    (Któż inny pisze tak długie i wyczerpujące komentarze o niczym :/)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział super czekam na następny i mam nadzieję że już niedługo będzie 💕❤

    OdpowiedzUsuń
  3. Wracam!
    Miałam szlaban i to dlatego nie komentowałam. A moja siostra nie ma konta na bloggerze, więc stwierdziłam że nie będę pisać z Unkowna.
    Rozdział zajebisty 😍
    Ja też wyjeżdżam. Dwa razy ( co najmniej 😍❤❤).
    Znów piszę o niczym, choć to kometarz na temat rozdziału...
    No to ten, piszcie dalej...✏📖
    Wasza największa ( i najbardziej poje***a ) fanka 4ever, czyli ja 😂
    Miłych wakacji ☀
    ~Lily

    OdpowiedzUsuń

Szablon dla Bloggera stworzony przez Devon.