**Oczami
Amy**
-I've beenwaching.. tararara – śpiewałam, jeśli tak to można nazwać, na
całe mieszkanie. Byłam sama, więc nic do stracenia nie miałam,
oprócz głosu, który już dawno pewnie wyparował. A do tego
chodziłam po salonie, w celu znalezienia moich kolczyków, które
przysięgam, że gdzieś tutaj zostawiałam jakiś tydzień czy dwa
temu. Jakby Abi była, to pewnie bym je już miała, ale ta musiała
iść z Matt'em na spacer. Z jednej strony dobrze, może powie mu coś
o Maliku i chłopak nie będzie się tak denerwował.
Kolejna
szuflada i dosłownie same płyty i papiery. Miałam ochotę rzucić
książką od biologii, która leżała tam zamiast mojej biżuterii.
Jak ja mogę mieć taką słabą pamięć? Powinnam łykać jakąś
omegę czy coś innego, na poprawę „pracy umysłu”.
Westchnęłam
zrezygnowana idąc do kuchni. Wstawiłam wodę na kawę, bo już
dochodzi 7, a dziś wybieram się do pracy. Prosiłam Lou, aby
pojechał ze mną, ale nie chętnie to przyjął. Chyba na ich
przyjaźń nie możemy liczyć. Chociaż jakbyśmy próbowały, to
kto wie.
-Jesteśmy! -
dobiegł mnie głos z przedpokoju, więc ruszyłam biegiem w ich
stronę. Rodzeństwo Bennett stało i się uśmiechało od ucha do
ucha. Takie dwa słodziaki, widać już z daleka, że łączy ich
więź krwi.
-Wiesz gdzie są
moje kolczyki? Te takie w kształcie serduszek – zrobiłam maślane
oczka do przyjaciółki, która ściągnęła trampki i poszła do
salonu. Tam otworzyła szuflę, którą dosłownie przed chwilą
otwierałam.
-Ale tam nie
maa- wyjąkałam, ale zatkałam się widząc jak ona je wyciąga.
Uderzyłam się w czoło, a następnie uściskałam brunetkę.
Przytuliła mnie strasznie mocno, co było dla mnie znakiem, że
musimy pogadać. Tylko nie w obecności jej brata, bo to wymaga
przyjacielskich uszu. Pokiwałam delikatnie głową odchodząc w
stronę kuchni, gdzie zalałam sobie napój i poszłam do swojej
sypialni. Szłam jak zawsze pomału po schodach, bo nie lubię
rozlewać, a potem sprzątać po sobie. Takim żółwim tempem dotarłam
do swojego królestwa, które musiałam otworzyć nogą i tak samo
zamknąć je za sobą.
Musze siedzieć
teraz, żeby dać radę do rana. Może Malika dalej nie ma, to urwę
się jak zawsze wcześniej.
-Ahh- siadając
odetchnęłam, a po chwil spojrzałam na dzwoniący telefon. Z
uniesioną brwią przesunęłam zielony przycisk i przyłożyłam
urządzenie do ucha.
-Hej kuzynko! -
krzyknęła Emily. Jak ja jej dawno nie słyszałam, w ogóle
przecież mieszka gdzieś niedaleko, a odkąd się wprowadziła to
była u nas jakoś dwa razy, bo nie przypominam sobie więcej wizyt.
Głupia suka jak ostatni była, to na mojej głowie wylała jakieś
wiaderko wody. Chciałam ją zabić, ale rodziny się nie wybiera –
niestety.
-Cześć Em, co
cię do mnie sprowadza? - upiłam łyk kawki i skrzywiłam się.
Dlaczego zapomniałam o cukrze? Przecież to podstawa..
Wstałam i
drepcząc wyszłam z pokoju. Szurałam skarpetami po panelach, które
nie wiem kiedy ostatnio były myte, ale na pewno kiedyś je umyjemy.
Zapewne za niedługo zrobimy dzień czystości, robimy tak raz w
miesiącu, bo nie wypada dziewczynom mieć takiego bałaganu.
-Stęskniłam
się, a raczej nie mam co robić, bo Harry musi jechać do swojej
rodziny na jakiś tydzień. Może zrobimy sobie babski wieczór?
Maseczki, alkohol i ploteczki?
Zaśmiałam się
na samo wspomnienie ostatniej takiej nocki, oczywiście nie z Em, bo
ona u mnie nocowała jakoś 5 lat temu, jeszcze jak mieszkałam z
rodzicami. To takie piękne i niewinne czasy, tak myśląc teraz,
kiedy mam już swoje lata, to chciałabym wrócić do podstawówki,
albo nawet niżej. Tak po prostu być dalej dzieckiem i nic nie
wiedzieć o świecie.
-Wiesz, że ja
zawsze jestem chętna. Dziewczyny też, tylko dziś mam pracę, a one
jutro szkołę. Ale na luzie na weekend możesz wpaść – dotarłam
do kuchni i wzięłam cały pojemnik z cukrem. Kawka będzie o wiele
lepsza, bo cukier mnie dodatkowo pobudza.
-Okej, to
pojutrze mamy piątek, czyli wtedy się widzimy! - zachwycona wysłała
mi buziaka i się rozłączyła. Ją tak trudno czasem zrozumieć.
Chyba widać, że jesteśmy rodziną, jednak ehhhh..
**
-Na sto
procent! - wykrzyczała na co i ja zapiszczałam. Boże jak się
cieszę, w końcu wszystkie wracamy do normalnego życia. Przytuliłam
ją mocno. W takiej pozycji było tak przyjemnie i można poczuć
naszą miłość. Po prostu kocham Abigail jak siostrę.
-Chyba Susan i
Liam trochę zabalowali – zaśmiałyśmy się, bo jednak ja
wychodzę zaraz do pracy, a naszej rudej jeszcze nie ma. Sądzę, że
dziś jej już nie będzie. Ale mogłaby przyjść, bo Abi będzie
sama całą noc, może i już nie mamy problemów z dziwną osobą,
ale to i tak strach. Ja w dzień jestem przerażona, a co dopiero w
nocy. Jednak brunetka wygląda na tak bardzo szczęśliwa, że pewnie
teraz żyje na miłości i pójdzie zaraz normalnie spać, a jutro do
szkoły. Akurat jutro czwartek, potem piątek i znowu mają wolne.
Takim to dobrze... ja muszę codziennie do pracy, bo skoro Malik
widział się z Abi, to będzie dziś w pracy. No to mam przerąbane..
-Leć już, bo
się spóźnisz. A ja idę do książek – ucałowała mnie i poczekała,
aż wyjdę. Pomału ubrałam buty, kurteczkę i biorąc torebkę
wyszła. Usłyszałam jak zamyka na wszystkie spusty drzwi i
spokojnie zjechałam windą na dół. Mogłam poprosić Lou, aby mnie
zawiózł dziś do klubu, ale z drugiej strony jeszcze nie
ustaliłyśmy kiedy powiemy reszcie o naszym pseudo fanie.
Wychodząc poza
nasz blok, poczułam chłodny powiew wiatru, ale i dziwne uczucie
obserwowania. Oczywiście obracałam się kilka razy wokół czy, aby
na pewno jestem sama. Za każdym razem nie było nikogo blisko, tylko
gdzie nie gdzie jakieś osoby. Ale wsiadłam do taksówki, podałam
adres i opanowując bicie serca jechałam do pracy. Wyciągnęłam
telefon, żeby sprawdzić czy nikt nie pisał, bo jak mam wyciszony
to nie będę świadoma czy ktoś chce się ze mną skontaktować.
*
Jak dziwnie
tutaj wchodzić po kilku dniowej przerwie. Tak jakoś inaczej, ale po
chwili czuć, że znam to miejsce i należę do niego w jakiś
sposób. Chyba właśnie tak reaguje na pracę, bardzo się do niej
przywiązuje.
-O, kogo my tu
widzimy – usłyszałam głos dziewczyny, której imienia nie
pamiętam. Niektórzy mówią Kate, a inni Anna. Więc w sumie można
się trochę pogubić. Jeśli chodzi o załogę, to żyje ze
wszystkimi w zgodzie, ale to nie oznacza przyjaźni.
Kiwnęłam jej
głową i poszłam na zaplecze. Już część gości siedzi przy
barze i pije. Przeszłam obok kilku osób i dotarłam tam gdzie
chciałam. Ściągnęłam kurtkę i odwiesiłam torebkę. Tutaj
istnieje małe prawdopodobieństwo kradzieży, bo nasz kochany szef ma
wszędzie kamery. Tak też widzi nasz każdy ruch, ale znając życie
on tego nie ogląda, bo to Zayn. Wątpię by mu się chciało.
-Amy, dawaj na
salę, bo nie daje już rady – weszła Kate-Anna do mnie, a ja z
udawanym uśmiechem wyszłam do ludzi. Kurde, przed chwilą było ich
znacznie mniej. Zaczęłam obsługiwać kilka stolików, a w tym był
jeden z wieczorem kawalerskim. Mężczyźni dopiero zaczynali, ale
już mnie wkurzali. Nie mogli się zdecydować co chcą, a ja
musiałam stać i czekać.
-Może whisky?
- zaproponowałam widząc ich nieogarnięcie.
-A do tego
panią? - spytał jeden z nich, a ja obdarowałam go zdziwioną miną.
-Niestety, nie
można mieć wszystkiego – puściłam mu oczko notując, żeby
uważać na ten stolik. Nie mogę się z nimi kłócić, bić, ani
wyzywać. To są zasady, które przestrzegam.
-Straszna
szkoda, bo mogę dużo zapłacić – moja ręka właśnie walczyła
z głową, aby tylko nie uderzyć w jego pusty łeb. Wydobyłam z
siebie cichy śmiech i odeszłam od nich.
Spokojnie,
to tylko praca i idioci. 1,2,3...
Uspokojona
zajęłam się resztą gości. W międzyczasie poszłam na górę, bo
chciałam pogadać z Zaynem, ale nie było go. Może odpuścił sobie
pracę i pojechał do Abigail? Kurde jak takim to dobrze. Mogą sobie
robić ciekawe rzeczy w domu, a ja muszę pracować. Jednak coś za
coś...
**Oczami
Louis'a**
Nie chciałem
jechać do Amy, a mianowicie do jej pracy ze względu na Malika. Mogę
go tam zawsze spotkać, a chyba tego nie chcę. Z drugiej strony,
skoro już wiemy tyle i mamy trochę wspólnego to co mi szkodzi?
Jedna kłótnia w tą czy w tamtą wiosny nie czyni. Dlatego też
wstałem z kanapy i wyszedłem na zewnątrz, gdzie zostawiłem swoje
autko.
Mógłbym
zostać w domu i iść spać, albo po prostu coś wypić, ale nieee.
Chcę być dobrym chłopakiem i odwiedzać swoją dziewczynę w
pracy. Nawet jeśli jej szefem jest mój wróg.
Noc jest
idealna do jazdy. Mijasz mało osób, możesz spokojnie gazować, a
do tego widzisz piękne niebo. Kiedy mijam wszystkie te światła,
czuje się bardzo dobrz. Już z dala widać wielki
neonowy napis „Maddox”. Nie mam pojęcia skąd Malik się tam
wziął, ale z tego co słyszałem od znajomych to nie jest tam tak
źle.
Trzasnąłem
drzwiami i zamknąłem pojazd kluczem. Schowałem ręce do kieszeni i
ruszyłem do wejścia. Oczywiście ominąłem kolejkę, jak zawsze.
Wchodząc do środka uderzył we mnie słodki zapach papierosów i
piwa. Idealne połączenie z muzyką. Przechodzę przez jakieś
korytarze, aż w końcu dochodzę do głównej sali, gdzie siedzą
już pijani ludzie, a kelnerki obsługują. Jedną z pięknych
niewiast była moja Amy. Podszedłem do niej od tyłu i ją
przytuliłem.
-To ja –
szepnąłem do jej ucha, kiedy ta wzdrygnęła się.
-Nie
spodziewałam się ciebie tutaj – odpowiedziała
przepraszając klientów i odchodząc na bok ze mną.
-Ja też, ale
dla ciebie jestem w stanie się przełamać – odłożyła notatnik
na barek, po czym pocałowała mnie na przywitanie. Właśnie dla
takich przyjemności mogę tutaj dla niej być, nawet jak będzie
Malik.
-Możesz tutaj
posiedzieć, bo ja muszę obsłużyć ten stolik – wskazała na
bandę pijanych facetów. Pokiwałem głową i puściłem jej rękę,
by mogła spokojnie kontynuować pracę. Zamówiłem kufel piwa i
obserwowałem jak moja dziewczyna udaje uśmiech, i odpowiada na
zadawane pytania.
Odwróciłem na
chwilę od niej wzrok, aby rozejrzeć się po pomieszczeniu. W głębi
czułem, że nie chodzi mi o obczajenie wszystkiego, ale o
dostrzeżenie Malika. Chyba liczyłem, że go tutaj nie spotkam. Ale
to miejsce należy do niego, więc skoro wrócił do miasta to i
tutaj.
Wróciłem
wzrokiem do Amy, która nerwowo patrzyła w moją stronę, a
następnie na klientów. Moją uwagę przykuł jeden koleś, który
właśnie złapał ją za pośladki. Na początku myślałam, że to
tylko moja wyobraźnia, ale po sekundzie wstałem z miejsca i
znalazłem się obok niego.
-Co się
dzieje?! - krzyknąłem odciągając ją na bezpieczną odległość.
Dziewczyna przygryzała dolną wargę, a jej oczy wyrażały
niepokój.
-Ustaw się w
kolejkę – upomniał mnie ten sam mężczyzna, który przed chwilą
kładł ręce na mojej Amy.
Zrobiłem krok
w jego stronę, ale dziewczyna położyła rękę na mojej klatce
piersiowej, abym nic pochopnego nie robił. Przeskakiwałem wzrokiem
z niej na niego, aż ochłonąłem i mogłem odejść, żeby nie
wywołać bójki.
-A ty gdzie?!
Zostajesz z nami – Am została szarpnięta do tyłu, tak że
wylądowała na jego kolanach. Mały, gruby blondyn myśli, że jest
królem całego świata. Teraz moje ciśnienie podskoczyło ze
zdwojoną mocą. Duże dwa kroki i moja pięść wylądowała na jego
szczęce.
Nie był
sam i kozaczył, a to oznacza, że jego kumple chcą mu pomóc. To tak bardzo
męskie zachowanie. Była ich czwórka. Jednego miałem ochotę
zabić, ale pozostali mnie odciągali i pozwalali swojemu kumplowi,
aby mnie kilka razy uderzył.
-Zostawcie go!
- krzyczała moja dziewczyna, a ja czekałem, aż poluźnią uścisk,
żeby rozwalić im twarze...
**Oczami
Zayna**
Na reszcie dom.
Niby nie było mnie chwilę, ale mimo wszystko stęskniłem się za
życiem tutaj. Już chyba odzwyczaiłem się od bycia dobrym bratem i
synem, po prostu teraz Londyn stał się moim domem i tak zostanie.
Odkąd
widziałem się z Abi minęło kilka godzin. Bardzo się cieszę, że
poznałem jej brata, a do tego mogłem ją przytulić i poczuć jej
miłość. Tego właśnie mi brakowało najbardziej. A teraz do
szczęścia muszę odwiedzić swój klub i sprawdzić jak tam się
mają. Podczas mojej nieobecności wyznaczyłem zastępstwo, ale nie
wiem czy udało mu się zapanować nad wszystkimi pracownikami. Tak
też czas wrócić do pracy.
Podniosłem się
z kanapy i wolnym krokiem doszedłem do drzwi, które prowadzą do
garażu. Ubrałem trampki i dostałem się schodami na dół. Zastało
mnie tam piękno – moje cudeńka, które czekały na mnie.
Wziąłem
kluczyki od jednego z motorów – Honda. Mój czarny rumak stał pod
ochronną narzutą. Jednym zwinnym ruchem pozbyłem się okrycia i
moim oczom ukazał się cudowny pojazd. Wciągnąłem powietrze
biorąc do reki kask z ciemną szybką. Otworzyłem pilotem garaż, a
następnie bramę, aby wydostać się z podwórka. Usiadłem i
odpaliłem silnik. Ten dźwięk to miód na moje uszy. Lepsze od
muzyki. Motory to moje drugie życie jak nie pierwsze. Przy gazowałem
i wyjechałem poza granice mojego domu. Zamknąłem automatyczną
bramę i wjechałam na drogę. Pomału przez moją uliczkę, a na
głównej drodze nie hamowałem się. Jechałem tak jakbym nigdy nie
jeździł. Pragnąłem tylko adrenaliny i szybkości. Na głównej
wymijałem wszystkich jak szalony. Dziwne, że nikt nie trąbił.
Może jest tak późno, że ledwo kontaktują, a co dopiero mają na
mnie się drzeć.
Szkoda, że
Maddox nie jest na końcu Londynu, wtedy mógłbym spokojnie jechać
i jechać. A tak już po 5 minutach stałem na tyłach swojego klubu,
gdzie tylko moja załoga i ja zostawiamy swoje samochody oraz motory.
Ściągnąłem kask i rękawiczki wchodząc do klubu tylnym wejściem.
-Witam szefa –
mój chwilowy zastępca podał mi rękę.
-Jak tam klub?
- streścił mi dokładnie każdy dzień mojej nieobecności, a ja
udawałem, że słucham. Na prawdę chciałem tylko usłyszeć czy
dużo zarobili i czy nie było żadnych bójek. Mamy ochroniarzy, ale
co do czego to nie zawsze mają ochotę rozdzielać ludzi. Dlatego
muszę ich dokładnie sprawdzać, by wiedzieć komu płacę i czy na
pewno opłaca się im płacić.
Podziękowałem
i szedłem do środka. Z daleka było słychać krzyki, ale nie
zabawne lecz takie przerażające. Odłożyłem kask na półkę i
wszedłem na salę. Moim oczom ukazała się Amy, która krzyczała
na kilku mężczyzn aby zostawili kogoś. Dostrzegłem zakrwawioną
twarz Louis'a. Próbował się wyrwać, ale najwidoczniej nie dawał
sobie razy z czwórką napastników. Oparłem się o framugę, ale
nie mogłem na to patrzeć. W końcu to mój klub, a w nim istnieją
jakieś reguły.
-Co jest? -
spytałem kolorową, a ta mocno mnie przytuliła. Odwzajemniłem
uścisk, ale zaskoczyła mnie. Pokręciłem głową, a jej oczy
błagały mnie o pomoc. Nie mogła tego sama powiedzieć, bo wie
jakie mam do niego nastawienie.
-Proszę –
wyszeptała w końcu. Przymknąłem oczy na sekundę, a następnie
moje dłonie odciągały napastników od Tommo. Chłopak uwolnił się
i staliśmy obok siebie jak dawniej. Jak dawni przyjaciele, którzy
są w stanie za siebie umrzeć. Louis spojrzał po chwili na mnie,
nie wierząc w to co widzi. Ja też nie wiem co robię, ale chyba coś
dobrego dla świata.
Kiedy zaczęli
się do nas zbliżać, to popełnili najgorszy błąd życia.
Czułem jak
mokra ciecz zostaje na moich kostkach. Dostałem parę razy w twarz,
ale odegrałem się mocniej. W końcu pomogli nam ochroniarze, którzy
wyrzucili nieproszonych gości poza mury Maddox.
-Nie śpieszyło
się wam – upomniałem „goryli”, a oni zdali sobie sprawę, że
ja to ja. Miny im zrzedły. Splunąłem im pod nogi krwią.
Przetarłem usta, które pewnie są poturbowane. Na szczęście moje
oczy nie zostały podbite.
-Dziękuje –
powiedziała Am, a ja spojrzałem na Louis'a, który wygląda gorzej
niż ja.
-O co poszło?
- spytałem ruszając w stronę swojego biura.
-Zaczepiali
mnie, a Louis stanął w mojej obronie – odpowiedziała kolorowa.
Już myślałem, że to on wplątał się w jakąś bójkę, ale taki
powód mogę zrozumieć. Jeśli ktoś tknął by Abigail to
najprawdopodobniej też bym się wdał w szarpaninę.
Będąc w
biurze wyjąłem z szafki apteczkę podałem chłopakowi. Zmierzył
mnie spojrzeniem, ale wziął ją. Dziewczyna opatrywała jego rany,
a ja polałem nam whisky. Posunąłem w jego stronę, a sam swoje od
razu wypiłem.
Moje zachowanie
nie tylko jego dziwi, ja też nie wiem co właśnie robię. Wrogom
nie podaje alkoholu, ani pomocnej dłoni.
Usiadłem i
obserwowałem swoich gości. Piłem szklankę za szklanką, aby tylko
zrozumieć co ja robię. Zawsze myślałem, że to kobiety nie
potrafią się zrozumieć, a tak naprawdę my mamy bardzo podobnie.
-Jeszcze raz
dziękuje – oddała mi apteczkę, którą schowałem tam gdzie była
wcześniej.
-To ja
powinienem dziękować – wstał z kanapy i zrobił krok w moją
stronę. Wyciągnął do mnie rękę, a ja nie wiedziałem co zrobić.
Moje wnętrze kazała mi ją uścisnąć, tak też po wyczekiwanej
chwili przyjąłem jego wdzięczność. Oboje byliśmy zdziwieni tym
co właśnie się stało. Nasze ciała „stykały” się tylko
podczas bijatyk. Teraz było jakoś inaczej, tak jakbyśmy byli
dalej dzieciakami.
-Chociaż
dałbym sobie radę – prychnąłem, a on postąpił tak samo.
-Jasne –
odpowiedziałem z uśmiechem na ustach. Amy stała i z podziwem na
nas patrzyła.
-Czy mogę iść
do domu? - spytała wykorzystując chwile mojej słabości.
-Idź, jakoś
dadzą sobie radę – odparłem odprowadzając ich wzrokiem do
wyjścia. Tommo kiwnął mi głową, więc zrobiłem to samo.
Poczułem dziwne ukłucie. Nie mogłem spokojnie siedzieć, więc
chodziłem w kółko i piłem resztę whisky.
Nienawidzimy
się przez jedną sukę, ale może właśnie nadszedł czas, że ktoś
nas zjednoczy? Minęło trochę lat, dużo się działo w naszym
życiu. Dorośliśmy i potrafimy oddzielić niektóre sprawy. Ta
sytuacja była oddzielona od naszych prywatnych zatargów. Pomogłem
mu, chociaż nigdy wcześniej bym tego nie zrobił. Dzięki tej
cholernej kłótni, coś się w nas zmieniło – przynajmniej we
mnie.
Za dużo
myślisz..
**Oczami
Abigail**
Stoję
i patrzę się przed siebie na setki osób, które przemieszczają
się z klasy do klasy. Czwartek to dobry dzień, bo mamy tylko 7
lekcji. A do tego same rozszerzenia plus języki. Czekam na Susan,
która jeszcze w gipsie kuśtyka po schodach na górę. Wczorajszy
wieczór spędziłam na uczeniu się. Byłam w swoim żywiole móc
wrócić do nauki. Szczególnie jak matura jest za 12 dni, a ja mogę
normalnie funkcjonować, bo wiem, że Zayn nie jest na mnie zły i
jest w Londynie. Nie miałam okazji porozmawiać z Am, bo nie wróciła
do domu na noc. Pewnie Louis ją zabrał do siebie. Na reszcie
wszyscy jesteśmy szczęśliwi i nikt nie płacze w swoim pokoju.
Jak
tylko zacznie się weekend to zagonię dziewczyny do pomocy z
wieczorem panieńskim dla Ashley, bo w końcu mój brat mnie o to
prosił. Wczoraj dzwoniłam do tej jej przyjaciółki i ona twierdzi,
że jest otwarta na pomoc. Szczególnie, że jestem siostrą Matt'a.
-Chodź,
bo się spóźnimy – zauważyłam jak moja przyjaciółka wyprzedza
mnie. Zaśmiałam się i szłam za nią. Po drodze zapatrzyłam się
na swoje stopy i można powiedzieć, że „wjechałam” komuś z
bara. Jak się okazało to Horan, który zdezorientowany zaczął się
śmiać.
-Przepraszam
– uśmiechnęłam się niewinnie.
-Spoko
– odpowiedział także wysyłając mi uśmiech – A co u Ciebie
słychać? Dawno cię tu nie było.
Przygryzłam
dolną wargę zastanawiając się co odpowiedzieć.
-Kłótnie
z chłopakiem mnie do tego zmusiły.
-Ale
skoro tu jesteś to znak, że wszystko się ułożyło? - pokiwałam
głową.
-Abi!
No chodź! - krzyknęła Susan gestykulując w moją stronę.
Westchnęłam widząc jak stara się wejść po schodach na górę.
-Może
pomogę – Niall wziął od niej plecak, a ona zerknęła na mnie.
Wzruszyłam ramionami, bo nie wiedziałam czemu to robi.
-Skoro
tego pragniesz – odpowiedziała ruda czekając, aż dołączę do
niej. Chciała mi coś szepnąć na ucho, ale aktualnie zadzwonił
dzwonek, który jej to uniemożliwił. Blondyn wysłał jej buziaka
oddając plecak. Dziewczyna przewróciła oczami wchodząc do sali,
gdzie mamy pierwszą lekcję. Nie jest to zbyt fascynujący
przedmiot, więc znając życie Susan będzie mi opowiadać jak to
było wczoraj z Liamem.
**
-Siku,
siku, siku! - piszczała Susan biegnąć, jak można to tak nazwać,
o dwóch kulach do toalety. Szłam za nią, ale po chwili byłam już
przed nią. Czułam jak wypala w moich plecach dziurę. Dobrze, że
jutro zdejmują jej gips. Będzie mogła już normalnie chodzić i
nawet pomału biegać. Odwróciłam się w jej stronę, a następnie
zrobiłam krok w przód wchodząc w kogoś. Od razu spojrzałam na
osobę, którą potrąciłam. Miała na sobie czarny kaptur, więc
nie dostrzegłam jej twarzy.
-Przepra..-
nie zdążyłam, bo tajemnicza postać zniknęła w tłumie.
Zatrzymałam się na chwilę, a moja przyjaciółka w tym czasie
weszła do łazienki.
Otrząsnęłam
się i zrobiłam to samo co ona. Jednak pożałowałam tego, bo na
wielkim lustrze był duży napis.
„Czyżbyście
już o mnie zapomniały?”
Wielkie
czerwone litery. Każdą z nich przeglądałam kilka sekund. A na
zlewie leżała szminka, którą wykorzystano do napisu, a pod nią
była mała koperta. Otworzyłam ją, a następnie upuściłam.
Zatkałam dłonią usta widząc trzy zdjęcia prawie jednakowe.
Słysząc spuszczaną wodę odkręciłam kurek, aby zacząć zmywać
treść wiadomości kierowaną do naszej dwójki.
-Co
to jest? - spytała dziewczyna zatrzymując się za mną.
-Chyba
nasz pseudo fan wrócił – wyjęłam telefon i zrobiłam zdjęcia,
żeby pokazać w domu Am. Zaczęłam ścierać szybko
wszystko, aby tylko nikt tutaj nie wszedł. Susan także zaczęła mi
pomagać, a jak pozbyłyśmy się napisu pokazałam jej kopertę.
-A
to kurwa – wyszeptała widząc to co ja przed chwilą. Są tam
zdjęcia każdej z nas, kiedy śpimy. I to niedawno robione, bo
zostawił specjalnie datę na każdym obrazku.
-Teraz
musimy pogadać ze wszystkimi – zgodziłyśmy się wychodząc z
łazienki. Na korytarzu czekał na nas Horan, który widząc nasze
przerażenie przystanął na chwilę.
Pokręciłam
w jego stronę głową, ale ten i tak szedł obok nas, aż na
zewnątrz. Teraz jest nam potrzebna chwila na świeży oddech, żeby
móc wrócić do nauki. Usiadłyśmy na schodach opierając o siebie
głowy.
-Co
się stało? - spytał chłopak stając przed nami.
-Pokaż
mu – powiedziała ruda, więc podałam mu kopertę. Zdziwiony
przeglądał to co my chwilę temu. Nie wiedział za bardzo o co z
tym chodzi, więc postanowiłam mu krótko streścić.
-Od
jakiegoś czasu ktoś nas prześladuje. Jedynie Zayn nam pomaga, a
teraz i ty zostałeś wtajemniczony – oznajmiłam chłopakowi, a on
wpatrywał się w zdjęcia. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że
patrzy na śpiące dziewczyny. Przeraził się tak bardzo jak my.
-Nie
możesz nikomu o tym powiedzieć – odezwała się Susan, a on tylko
pokiwał głową jakby buforował to co mu powiedziałam...
__________________
Hej!!! <3
Koniec weekendu.. ;c Ale za to nowy rozdział już jest xx Cieszcie się nowym tygodniem, bo jeszcze takie 2 ciężkie poniedziałki i koniec!! ^^ Wakacje! :> Już nie mogę się ich doczekać...
Gorzej będzie z wyjazdami, bo ja już mam w planach 30 czerwca wyjazd na 12 dni, więc nie wiem jak będzie z rozdziałami.. może uda mi się napisać kilka z góry i Ann by tylko udostępniała.. Zobaczymy, na razie jest dobrze wiec do napisania!! : ))
Pozdrawiamy IDA!! <3
__________________
Hej!!! <3
Koniec weekendu.. ;c Ale za to nowy rozdział już jest xx Cieszcie się nowym tygodniem, bo jeszcze takie 2 ciężkie poniedziałki i koniec!! ^^ Wakacje! :> Już nie mogę się ich doczekać...
Gorzej będzie z wyjazdami, bo ja już mam w planach 30 czerwca wyjazd na 12 dni, więc nie wiem jak będzie z rozdziałami.. może uda mi się napisać kilka z góry i Ann by tylko udostępniała.. Zobaczymy, na razie jest dobrze wiec do napisania!! : ))
Pozdrawiamy IDA!! <3
Sieeemka :D
OdpowiedzUsuńRozdzial wyszedł ci spoko tylko jakoś dużo opisów, a mało... reszty... może to tylko moje wrażenia.
Baardzo się cieszę z akcji między Zazą i Lou. Chciałabym żeby zaczeli łączyć siły i walczyć z prześladowcą dziewczyn. :D
Moim 2 ulubieńcem jest Niller więc nie miałabym problemu jaby wreszcie się łogarnął... tak tylko mówię :D
Odnośnie notki pod rozdziałem to ja się kompletnie nie zgadzam! W obecnym momencie mieszkam i uczę się za granicą, a szkołę kończymy dopiero 27 lipca :( Mnie czeka jeszcze 6 palących poniedziałków. A w dodatku teraz wszyscy nauczyciele stwierdzili, że czas na testy i poprawki. ;(
Mam nadzieję że tego istnie wspaniałego bloga poprowadzicie i w wakacje. (POWODZENIA Z ORGANIZACJĄ CZASU XD)
Papatki i dużo weny
Megi, oczywiście ;)
(Któż inny pisze tak długie i wyczerpujące komentarze o niczym :/)
Rozdział super czekam na następny i mam nadzieję że już niedługo będzie 💕❤
OdpowiedzUsuńWracam!
OdpowiedzUsuńMiałam szlaban i to dlatego nie komentowałam. A moja siostra nie ma konta na bloggerze, więc stwierdziłam że nie będę pisać z Unkowna.
Rozdział zajebisty 😍
Ja też wyjeżdżam. Dwa razy ( co najmniej 😍❤❤).
Znów piszę o niczym, choć to kometarz na temat rozdziału...
No to ten, piszcie dalej...✏📖
Wasza największa ( i najbardziej poje***a ) fanka 4ever, czyli ja 😂
Miłych wakacji ☀
~Lily