poniedziałek, 16 maja 2016

Rozdział 50



**Oczami Lou**

Puk, puk,puk..

Podniosłem ciężko głowę do góry, spojrzałem na pijanego przyjaciela, który leżał na podłodze obok kanapy. Odłożyłem ciężar na poduszkę. Ponownie ktoś zapukał do moich drzwi, a ja zdałem sobie sprawę, że to nie był sen. Potrząsnąłem głową i wstałem. Idę, a po drodze przewracam butelki, które leżą na środku salonu.

Kurwa, będę musiał sprzątać...

Nie patrząc przez wizjer otworzyłem na oścież drzwi. Jeśli byłby to jakiś sprzedawca perfum, to nie wahałbym się z uderzeniem go. W godzinach porannych, czyli 13-15 ja śpię. Co oznacza, że nikt ma mnie nie budzić.

Moim oczom ukazało się dwóch kolesi w mundurach. Wyjęli z kieszeni odznaki i już zabawa się skończyła.

-Louis Tomlinson? - spytał ten niższy zaglądając przez moje ramię do środka. Położyłem rękę na futrynie, uniemożliwiając im przeglądanie mojej własności.

-A o co chodzi?

-Chcemy zabrać Pana na przesłuchanie, w sprawie morderstwa niejakiego Jake Mclaine – odezwał się wyższy piorunując mnie poważnym wzrokiem. Westchnąłem i pokręciłem głową cofając się do środka po buty i kurtkę. Złapałem to co planowałem i obudziłem przyjaciela, żeby przyjechał po mnie na komisariat. Nie wzruszony tylko coś odchrząknął, a ja wyszedłem z policjantami. Zaparkowali pod moją bramą wyjazdową, sprytnie, żebym nie uciekł samochodem. W środku było czuć psiarnią. Siedząc z tyłu nic nie mówiłem, tylko głęboko zastanawiałem się kto go tak urządził? Z tego co pamiętam to owszem, dostał ode mnie w mordę i to nie lekko. Ale zostawiłem go żywego. Jeśli kogoś sprzątam to raczej pozbywam się zwłok, najwidoczniej ktoś mnie wrabia. Tylko jak oni do mnie doszli? Nie mogli po śladach krwi, bo ja nie krwawiłem. Miałem na sobie krew tylko tej łajzy, a ciuchy uległy wczoraj zniszczeniu. Spaliłem nawet buty, które tak lubiłem.

Pojazd zatrzymał się przed komisariatem. Wysiadłem i ruszyłem za nimi do wejścia. Po drodze mijałem mnóstwo gliniarzy, który patrzyli na mnie, jak na kolejnego zbira. Nie mówię, że jestem kimś innym, ale niedobrze się robi widząc ich twarze. Wszyscy się gdzieś spieszyli i wybiegali na zewnątrz, a my jako jedyni wchodziliśmy do środka.

Jak na policję to w środku szału nie było. W głównym pomieszczeniu było parę biurek, a na nich tony papierów, zdjęcia i inne duperele pracowników. Wszystko z ciemnego drewna. Sadziłem, że gdzieś na dole będzie to przesłuchanie, ale oni kazali mi iść w górę. Tam weszliśmy do małego pomieszczenia. Rozsiadłem się niedbale na krześle i obserwowałem. Ciekawy jestem, który będzie niby dobrym gliną, a który tym złym. Powiem to co muszę, a resztę załatwią z moim prawnikiem.

-Może najpierw powiesz nam skąd znasz ofiarę? - pierwsze pytanie i już trochę zagmatwane.

-Mogę jedynie powiedzieć, że ścigaliśmy się od wielu lat– odpowiedziałem najprościej jak mogę. Przecież nie będę im tłumaczyć jak to on został moim wrogiem.

-To wcale nam nie pomaga. A co wczoraj robiłeś dziś w nocy, tak od 1 do 4 nad ranem?

-Byłem na imprezie, a potem wróciłem jakoś przed 1 z przyjacielem do domu. Tam się napiliśmy i dopiero wstałem.

Kiwali głowami i coś notowali, spoglądali co chwilę w swoją stronę, a mnie to nudziło, a do tego chcę jeść. Marzyłem o kanapce z serem żółtym i pomidorem, a do tego czarna kawa.

-Louis, musisz nam pomóc, bo chwilowo nic nie mamy, a ciało ofiary zostało znalezione niedaleko jego domu. Jedyne co mamy to właśnie twoje nazwisko.

-Proszę wybaczyć, ale nie był moim znajomym, a moje nazwisko to czysty przypadek. Czy mogę już wrócić do domu? Jeśli coś jeszcze to wiedzą panowie gdzie mieszkam, a jak nie to mój prawnik na pewno się odezwie – nie spodobał im się ten pomysł, ale musieli mnie puścić. W końcu nie mają żadnych zarzutów na mnie, więc wracam na śniadanie. Wyszedłem z budynku i już czekał na mnie Nick. Wsiadłem do samochodu i od razu odjechaliśmy.

-Kurwa o co chodzi?! - spytał zdenerwowany chłopak prowadząc ostrożnie pojazd.

-Znaleźli martwego Mclaine, i mieli moje nazwisko – odpowiedziałem wyjmując z wnęki paczkę papierosów. Odpaliłem jednego, żeby się odstresować zaistniałą sytuacją. Dobrze, że jadę do domu gdzie nic na mnie nie czeka.

-Stary, dzwoniła Amy. Mówiła, że ktoś jej napisał o twoim pobycie na posterunku. Była na maksa zdenerwowana, a ja nie wiedziałem o co chodzi.

To mnie zaskoczył, nie dość, że byłem przesłuchiwany to jeszcze ona się dowiedziała. Ciekawe kto taki mnie widział, kogo ona zna. Na pewno to ta sama osoba co mnie wrabia. Niech ja się tylko dowiem kto to taki, to wtedy dopiero będę mógł być podejrzanym.

-Co jej powiedziałeś? - wziąłem dużego bucha.

-Nic nie wiem, i na pewno nic się nie stało – powiedział spoglądając w moją stronę na moją reakcję. Wypuściłem z ust dym i tylko wzruszyłem ramionami. Ona mi o wszystkim nie mówi, więc czemu ja mam wszystko paplać? Chwilowo i tak się nie odzywamy do siebie, ale znając dziewczynę pewnie przyjdzie za niedługo.

-Musisz się dowiedzieć kto chce mnie wrobić i dlaczego. A potem pomożesz mi ukryć jego zwłoki.

-Jak zawsze – uśmiechnął się podjeżdżając pod mój dom. Podziękowałem mu i udałem się do domu. Niedaleko stało czarne auto, a w nim siedziało dwóch mężczyzn, wcale nie było widać jak robią mi zdjęcia. Wybuchnąłem śmiechem i wszedłem do budynku. Jeśli chcą na mnie coś mieć, to niech przynajmniej robią to jakoś bardziej fachowo.

Czasem kamery w domu się przydają, szczególnie jak ktoś chce cię zamknąć do więzienia. Zanim zabrałem się za robienie kanapek, włączyłem czajnik i poszedłem sprawdzić nagrania z zeszłej nocy. W sypialni nie mam kamer, bo to byłoby trochę creep.

Włączyłem na telewizorze wydarzenie z wczoraj, i tak jak mówiłem na komisariacie. Byliśmy w domu przed 1, a potem piliśmy i zasnęliśmy. Nic na mnie nie mają, a ja mam podwójne alibi – Nick i nagrania. Więc mogą mi naskoczyć.

Zgrałem kopie filmu na laptopa, a oryginał zostawiłem tam gdzie był.

Do kuchni wezwał mnie gwizdek gotującej się wody. Wyciągnąłem czystą szklankę, o którą było ciężko tutaj, i zalałem sobie czarną kawę. Czując ten zapach od razu się obudziłem. Wyjąłem z lodówki artykuły spożywcze, a następnie zająłem się robieniem śniadania. Tak głodny to już dawno nie byłem. Jak tylko wziąłem gryz kanapki, to ktoś znowu musiał mi przeszkadzać i dobijać się do drzwi.

Uderzyłem pięścią o blat, wziąłem ze sobą bułkę udając się do drzwi. Otworzyłem na oścież ze zdenerwowania, ale mina mi pobladła widząc kolorową. Patrzyła na mnie smutnymi oczami, więc przesunąłem się wpuszczając ją do środka. Zatrzymała się w połowie drogi do salonu. Stała do mnie tyłem, a ja oparłem się o ścianę i ją obserwowałem. Nie będę się tłumaczył jako pierwszy, a tym bardziej jej nie chciałem widzieć, nie wiem czemu tu się pojawiła.

Odwróciła się do mnie przybierając poważny wyraz twarzy. Uniosłem brew w górę zajadając się swoim posiłkiem.

-Dalej się gniewasz? - spytała robiąc krok w moją stronę.

-No nie wiem, a powinienem? - odparłem z pełną buzią idąc w jej stronę, a skręciłem omijając ją. Wszedłem do kuchni, żeby wziąć gorącą jeszcze kawę.

Upiłem łyk napoju opierając się o szafkę. Jej kroki zbliżały się do mnie, aż w końcu ucichły. Stała w progu nie wiedząc co dalej zrobić.

-Przepraszam, próbowałam się do ciebie dodzwonić, ale nie odbierałeś. Nie chciałam, żebyś tak się dowiedział. Louis my nie chciałyśmy źle, po prostu kiedy zaczęłyśmy się do was zbliżać, dowiedziałyśmy się o waszych relacjach. Co miałyśmy zrobić? Przerwać związki? Przecież musisz to rozumieć.

Patrzyłem na nią kiedy mówiła. Jej twarz wykazywała prawdziwe emocje, czyli teraz przynajmniej mnie nie okłamuje.

-Mogłaś przynajmniej uprzedzić, że no nie wiem hmm moi wrogowie sypiają pod twoim dachem?! - krzyknąłem uderzając pięścią w stół, a dziewczyna podskoczyła.

-Możesz się uspokoić!? Nie rozumiesz nic, po prostu jak do ściany.. - złapała swoją grzywkę i zarzuciła włosami do tyłu, odchylając głowę w bok.

-Najwidoczniej jestem tak głupi – posłałem jej szeroki śmiech, pełen sarkazmu.

-Możesz mi przynajmniej powiedzieć co robiłeś na policji? Mamy ciche dni – zrobiła cudzysłów patrząc prosto na mnie- ale martwię się o ciebie, bo tak. Dalej jestem twoją dziewczyną.

-Oskarżają mnie o morderstwo – odpowiedziałem bez żadnych gierek wstępnych. Jej twarz pobledła, ale po chwili wróciła do swojego naturalnego koloru.

-Kogo?

-Tego kto mnie wysłał do szpitala. Nie zabiłem go, tylko pobiłem do nieprzytomności.

-Pobiłeś?! Na pewno już się nie obudził, jak mogłeś tak zrobić?! Rozumiem wszystko, ale nie powinieneś sam tego robić. Myślałam, że trochę się zmieniłeś! Kurwa, Louis masz przejebane.

Słuchałem jej jebanego monologu i nie wiem czy się śmiać, czy może zacząć płakać. Ona naprawdę sądzi, że po pierwsze :

Mógłbym się zmienić.

Po drugie:

Zabiłem tego gnojka.

Nie wytrzymam zaraz... Rozpierdala mnie od środka, czekam aż moja kawa się skończy i mam ochotę roztrzaskać kubek.

-Pójdziesz teraz do pierdla?! - nie wytrzymałem. Rzuciłem tuż pod jej nogi szklany przedmiot, przez co zapiszczała. Odwróciłem się na pięcie i strąciłem pozostałe naczynia, które aktualnie znajdowały się na blacie. Wszystko szło w proch, a moje ręce nie chciały przestać.

Jak ona do kurwy nędzy, może tak myśleć?! Jest jedyną osobą, która mnie tak zna, a sądzi, że mógłbym się bawić w takie gówno!

-Uspokój się! - usłyszałem, ale odwróciłem się prosto do niej. Nogi niosą mnie w jej stronę, aż w końcu łapię za jej ramiona i nimi trzęsę. 


-Czy ty mnie kurwa nie znasz?! Nie bądź głupia Amy, tylko posłuchaj co ty pierdolisz! Wyciągasz zbyt pochopnie wnioski, skreślasz mnie na wejściu. Ogarnij się. - cały czas nią potrząsałem, aż poczułem pieczenie na policzku. Jej dłoń znalazła się na mojej twarzy. Dopiero po chwili ja wyczułem. Puściłem jej ciało, a ona kręcąc głową wyszła. Trzasnęła drzwiami i tyle ją widziałem. Miałem za nią biec, ale teraz chyba potrzebuje jakiegoś baru. Najlepiej najbliższego, żeby zapić to co się właśnie stało...

**Oczami Amy**

Chuj z niego. Moje ciało dalej czuje, ten skurcz. Tak mocno to mnie jeszcze nikt nie trzymał. W jego oczach było widać tylko czerwone iskierki nienawiści. Może naprawdę tego nie zrobił, ale mógł mi to spokojnie wyjaśnić, a nie od razu przejść do rękoczynów! No kurwa mać! Nie jestem zabawką, żeby się mną tak zabawiać. Jeszcze jebany deszcz zaczął padać, a ja idę gdzieś przed siebie, nie wiedząc czy idę do domu, czy może gdzieś indziej. Głupi dupek, wyprowadził mnie z równowagi, że musiałam go uderzyć. Po prostu musiałam w jakiś sposób pohamować jego wyczyny.

-Czego kurwa! - odebrałam ze złością telefon nie patrząc kto dzwoni.

-Tak teraz odbiera się telefon od przyjaciółek? - usłyszałam głos Abigail, więc trochę ochłonęłam.

-Sory, ten przydupas wyprowadził mnie z równowagi. Nie wracam do domu, idę do baru – powiedziałam na jednym tchu skręcając do pobliskiego pubu.

-Dobra, chciałam powiedzieć, że mój brat dzwonił i jutro planuje wpaść załatwić jakieś rzeczy związane ze ślubem – wyszeptała ledwo kończąc. Kurde jeszcze jego nam brakuje, to znaczy ja z Sus możemy się zmyć, ale Abi sama sobie nie poradzi. Ona i tak dziś ledwo wyszła z łóżka. Pewnie gdyby nie płacząca Susan, to ta by siedziała cały dzień w swoim łóżku, ze smutną muzyka w tle. Ten kolejny kretyn – Malik nie odbiera dalej telefonu. Od żadnej z nas, a nawet z zastrzeżonego. Nic o nim nie wiadomo od dwóch dni. Dziewczyny muszą zacząć funkcjonować, bo matury się zbliżają, ale po co? Przecież lepiej żyć w wiecznych kłótniach. Ja na szczęście mam prace, a tam Malika nie ma, za co mam ochotę mu wyjebać w ten idealny pysk. Jest pewnie wkurzony jak wszyscy, ale jeden głupi SMS nawet do mnie, typu żyje, by wystarczył. Wtedy brunetka mogłaby iść do szkoły i na spotkanie z bratem.

-Będziemy z tobą – odpowiedziałam rozłączając się. Usiadłam przy barze zamawiając kolejkę shotów. Wypiłam trzy naraz.

Kilku typków próbowało coś do mnie mówić, ale olewałam ich. Jednak kiedy zobaczyłam po drugiej stronie baru tego dupka to miałam ochotę wskoczyć na pierwszego lepszego.

Siedział tam i śmiał się z jakąś dziewczyną o czarnych włosach. Przynajmniej wiem, że to nie ta cholerna suka -Diana, bo ona jest blondynką, z tego co nam Horan mówił.

Dopiero co się pokłóciliśmy, a on musiał iść tutaj gdzie ja?!

Uderzyłam się otwartą dłonią w czoło, ale ze mnie kretyn. Przecież on mieszka jakieś 5 minut drogi stąd. Przecież jak mógł tu przyjść... Aj Amy ty idiotko.

-Poproszę jeszcze raz to samo – posłałam uśmiech to barmana, a w międzyczasie spoglądałam na Louis'a. Zerknął w moja stronę, a ja nie wiedząc co zrobić złapałam za koszulkę kolesia, który odkąd przyszłam chciał mnie zbajerować. Przygryzłam dolną wargę patrząc na obcego mi faceta, ale jemu się to spodobało. Zaczął coś do mnie nawijać, a ja tylko kiwałam głową i głupio się uśmiechałam. Co chwilę patrzyłam na swojego chłopaka, który miał na kolanach tą sukę. Wyrwę jej wszystkie włosy, jak tylko zostanie sama.

-Może zatańczymy? - wstał podając mi rękę. Nie chciałam tego robić, ale kiedy ta czarna pinda zaczęła szeptać coś to Lou na ucho, bez wahania wstałam. Wypiłam kieliszek czystej i poszłam z Olivierem, bo tak ma na imię. Specjalnie stanęłam na samym środku, by mój kochany wszystko podziwiał. Zaczęliśmy niewinnie, metr odległości. Jakieś głupie uśmiechy, potem złapał mnie za rękę i zaczął okręcać.

Wpadłam w śmiech, bo nic nie widzę oprócz kręcącego się obrazu. W końcu stanęłam i zarzuciłam ręce na jego kark. Zjechałam zmysłowym ruchem trochę w dół i patrząc na Louis'a wstałam. Olivier obrócił mnie tak, ze stałam do niego tyłem, więc zaczęłam zjeżdżać w dół. Na jego kroczu zrobiłam przerwę ocierając się o krocze, po dosłownie chwili takiego ocierania wyczułam coś wypukłego. Śmiejąc się wstałam i wróciłam do tańczenie w odległości. Chłopak próbował mi zaszpanować kręceniem i przechylaniem. Jednak to nic nowego dla mnie. Ale udawałam, aby Tommo i jego teraz dwie czarne koleżanki podziwiały.

-Jesteś taka seksowna – usłyszałam w swoim uchu, na co się zaśmiałam. Ponownie mną zakręcił, a jak wróciłam na miejsce stanął bliżej i złapał mnie za plecy. Czułam jak ręce mu zjeżdżają niżej, niżej i niżej. Kiedy poczułam je na swoim tyłku nie było mi zbyt miło. Chcąc odejść zdałam sobie sprawę, że mój partner taneczny właśnie leci do tyłu.

Chciałam zlokalizować przyczynę tego lotu i kto to mógł być? No tak, mój ukochany Louis. Jakże inaczej. Przecież nie mogę się dobrze bawić bez niego..

-Nigdy więcej – powiedział łapiąc mnie za rękę. Szliśmy przez parkiet wprost do toalet. Tam wygonił kolesia, który miał zamiar się załatwić. Zostaliśmy sami.

-To nie mi siedziała na kolanach szatynka – zaśmiałam się ironicznie chcąc wyjść.

-Nie bądź dzieckiem! - złapał za moja rękę – Nie mogłem znieść widoku mojej kobiety, z takim typem. Zachowałaś się jak dziecko.

-Dziecko?! Kogo tak nazywasz? Może sam jesteś dziecko, bo też najpierw miałeś jedną, a potem dwie nagle zabawiałeś. To dopiero akt desperacji – westchnęłam próbując się wyrwać z uścisku i wyjść.

-Zostań tu i mnie posłuchaj! - stanęłam na wprost jego ciała - Nie zabiłem go! Nie zrobiłem tego, kurwa uwierz mi! - uderzył pięścią w ścianę obok mojej głowy.

-Tak o mam powiedzieć „ o kochanie oczywiście, że ci wierzę” A ty będziesz się na mnie wkurwiał, chociaż przeprosiłam!? Po chuju fest. Nie rozumiem już co się właśnie między nami dzieje! Mam cię chwilowo dość, ja po prostu..


-Zamknij się już! Kocham cię, i nie zamierzam cię nigdzie puszczać – przyparł do mnie swoim ciałem i wpił w moje usta. Całował jak byśmy się rok nie widzieli. Tęskniłam za tymi ustami, przez te dwa dni. Tak bardzo chciałam tego momentu dla nas.

-Wiem, że nie mógłbyś tego zrobić. Nie chcę cię stracić, ponownie – wyszeptałam w jego usta, a on mocno mnie przytulił.

-Nigdzie się nie wybieram, i ty tez nie – wskoczyłam na jego biodra. Całując się weszliśmy do jednej z kabin, a tam już poniosła nas lekko wyobraźnia. Chłopak ściągnął ze mnie ubrania, oczywiście ja zrobiłam to samo z jego. Gdyby nie to, że miał prezerwatywę, pewnie skończylibyśmy na podnieceniu.

Dobrze, że nosi zawsze przy sobie dwie sztuki.

Czując chłopaka w sobie, byłam w niebie. Wreszcie jesteśmy razem, a ta przyjemność nas jeszcze bardziej łączy...

**Oczami Abigail**

Brakuje mi jego głosu, zapachu, przytulania, całowania.

Nie odbiera, nie odpisuje.

Gdyby nie moja ruda smutna przyjaciółka, to najprawdopodobniej płakałabym cały dzień. Jakoś inaczej nie mogę sobie z tym poradzić. Wiem, że to tylko kłótnia, a to jest tylko związek. Nie jest to dla mnie coś zwykłego. Kiedy się zakochuje, to robię to na poważnie, nie dla chwili. Kocham go i pragnę usłyszeć jego głos. Tyle mi wystarczy by wrócić do życia. Tylko o tyle proszę.

Nie dość, że mam problemy z Zaynem, Susan nieźle namieszała z Liamem, to jeszcze mój najukochańszy braciszek przyjeżdża. Oczywiście – cieszę się – ale nie mam siły na pomaganie mu z weselem. A wiem, że będzie chciał jakiejś pomocy z dekoracjami, bo jego narzeczona wyjechała na tydzień z rodziną. Ahhh i jeszcze będę musiała jej zrobić wieczór panieński, a matury mam za jakieś 2 tygodnie. Nie no, przecież Abigail zawsze ze wszystkim sobie poradzi. Inaczej nie byłabym sobą, ale teraz czuję się, że jestem obok siebie. Nic mi nie pasuje, na nic nie mam ochoty.

Najchętniej bym nic nie robiła, tylko spała.

-Może idź do niego – zaproponowała Susan widząc jak ponownie dzwonię do chłopaka. Spojrzałam na nią i miałam coś powiedzieć, ale usłyszałam głos, tylko nie jego. Ponownie poczta głosowa. Zostawiłam chyba setną wiadomość tego dnia.

-To nie jest głupi pomysł, czemu sama na niego nie wpadłam? Kocham cię! - przytuliłam ją wstając i biegnąc do siebie. Naciągnęłam jakieś spodnie i bluzę. Nic więcej nie robiłam. Włosy roztrzepane bez czesania zostawiłam, tak samo twarz bez makijażu.

-Tylko uważaj po drodze, i szybko wracaj! - krzyknęła kiedy już byłam w drzwiach.

-Jak będę wracać to napiszę! - odkrzyknęłam wybiegając na klatkę schodową. Zeszłam pomału, aby nie złamać sobie nogi, bo znając moje szczęście mogłoby do tego dojść. Tak zawsze mam, jak się gdzieś spieszę to zazwyczaj nie zdążam przez jakiś wypadek po drodze. Tym razem muszę tam pójść, zapukać, zobaczyć go. Wtedy będę szczęśliwym człowiekiem, który może wrócić do domu z uśmiechem. Wiem, że Susan nie może siedzieć sama zbyt długo, bo i tak nie wie co robić. Nawaliła trochę przez zbyt pochopną decyzję. Ja ją w stu procentach rozumiem, Liam pewnie za niedługo zjawi się u nas i będzie ją przepraszał. W sumie trzymam kciuki, że się pogodzą. Zasługują na szczęście, jak zresztą każda z nas. Dobrze, że Am pojechała do Lou. Chociaż z tego co mówiła to się pokłócili. Nie dzwoniła od jakiejś godziny, to może się godzą? Kto tam ich wie.

Na dworze na szczęście nie pada, więc z łatwością złapałam taksówkę. Pośpieszałam kierowcę jak tylko mogłam. W czasie podróży układałam sobie w głowie cały scenariusz. Chłopak nie może mnie wyrzucić, nie pozwolę mu na wygonienie, zanim nie powiem mu wszystkiego.

Puk, puk, puk...

Dzwonię dzwonkiem, pukam i nic. Naciskam na klamkę, a to też gówno daje. Zrezygnowana złapałam się za włosy i podeszłam do okna. Zasłonięte, dosłownie wszystkie były pozasłaniane, a w domu nikogo nie ma. Usiadłam zrezygnowana na schodach przed domem. Nie mam pojęcia gdzie on może być, skoro nie w domu to w pracy. Lecz do pracy by nie poszedł. A innych opcji nie znam, chyba za mało wiem o sowim chłopaku.

Ja tylko chcę usłyszeć jego głos. Dlatego ponownie wykręciłam numer, który już znam na pamięć.

Ostatni sygnał i nagle coś się zmieniło. Odebrał!

-Halo – odezwałam się jako pierwsza, głos łamał mi się z każdą wypowiadaną literką.

-Halo, Zayna nie ma chwilowo w pokoju – usłyszałam kobiecy głos. Młoda dziewczyna. Dobrze, że właśnie siedzę, bo najprawdopodobniej bym już leżała na podłodze.

-A-a gdzie jest?

-Bierze prysznic – odpowiedziała bez żadnego zastoju. Usłyszałam jak po drugiej stronie ktoś gwałtownie trzaska drzwiami.

-Safaa kurwa, nie odbieraj mojego telefonu! - to on. Żyje, ma się dobrze, jest z jakąś kobietą w pokoju, brał właśnie prysznic. Przecież to jest jednoznaczna sytuacja!!


**Oczami Zayna**

Przepraszam, tak bardzo przepraszam.. Daj jeden głupi znak, błagam.”

Kocham cie! Zayn, ja naprawdę zawaliłam, ale nie chcę cię stracić. Mój świat właśnie legł w gruzach, bo nie ma cię nigdzie..”

Daj mi szansę na wytłumaczenie wszystkiego. Wtedy zrozumiesz, proszę..”

Popełniłam ten głupi błąd, masz prawo być zły, a nawet mnie nienawidzić.. Lecz ja tylko chce usłyszeć twój głos.. tęsknie..”

Tyle SMS, a to nawet nie połowa. Moja poczta głosowa już jest zawalona. Co chwile mój telefon odzywa się, a ja tylko go wyciszyłem i nie podnoszę słuchawki. Nie mam takiej ochoty. Wolę leżeć w swoim łóżku paląc papierosy. Czuje się znowu jak za młodzieńczych lat, będąc w rodzinnym domu, paląc po kryjomu i leżąc w swojej sypialni. Na ścianach dalej wiszą moje stare plakaty, a także zdjęcia z siostrami jak i znajomymi.

Czas, który spędzam tutaj jest dla mnie zbawieniem. Nie mógłbym siedzieć w Londynie gdzie jest Abigail. Zraniła mnie, i to tak porządnie, ale zaczynam rozumieć wszystko. Zachowuje się trochę jak pipa, ale nie mogę od razu wybaczyć jej, że oszukiwała mnie przez parę miesięcy.

-Zayn! Chodź na obiad! - usłyszałem z dołu krzyki mamy, więc wyrzuciłem kiepa przez okno, i wyszedłem. Schodząc w dół podziwiałem wszystkie obrazy na ścianach.

Całe dzieciństwo jest tutaj zawieszone. Od samego początku, przez smutne chwile do dorosłości. Ostatnie wspólnie zdjęcie to, z zakończenia tutejszej szkoły. Potem już żadnych okazji nie było. Cóż, to moja wina, bo nie przyjeżdżam do rodziny zbyt często. Jestem może 2-3 razy w ciągu roku. Tak też zawaliłem jako starszy brat na całej linii.

-Kiedy w końcu powiesz nam coś o swojej dziewczynie? - spytała Safaa zaczynając jeść zupę. Spojrzałem na nią zdziwiony, bo nie mówiłem tutaj nikomu o Abi. Przynajmniej chwilowo nie mam zamiaru się dzielić tą wiadomością.

-Kiedy brałeś prysznic to przeglądała twoje zdjęcia w telefonie – odpowiedziała na moje nie wypowiedziane pytanie Waliyha. Uderzyłem w ramię siostrę, na co wybuchła śmiechem. Uniosłem w górę brwi.

-Jak za dawnych czasów – wyszeptała z uśmiechem na ustach. Sądziłem, ze wykrzyknie coś typu „Pojebało cię?!” czy coś takiego. A jej się to spodobało. Weź tu ogarnij kobiety, szczególnie bliskie ci kobiety.

Zająłem się jedzeniem i słuchaniem, jak dziewczyny wykłócają się o zakupy i Abi.

Nie za bardzo mi się to podobało, bo jest jak jest. Ale skoro chcą wiedzieć czy jest to dla mnie ktoś bliski, to chyba powinienem im trochę opowiedzieć?

-Dobra, zamknijcie się wszystkie – westchnąłem odkładając puste naczynie do zmywarki – Abigail to moja dziewczyna, mamy teraz przerwę od siebie.

-Wiedziałam!! Na reszcie nasz kochany braciszek, znalazł sobie dziewczynę! - zaczęły wariować, a ja tylko śmiałem się z ich reakcji. Los chciał, że mama też to usłyszała, i z wielkim bananem na twarzy weszła do kuchni. Poklepała mnie po ramieniu. Pokręciłem głową odchodząc z tego pomieszczenia, bo Safaa wylała trochę wody na Doniya. Kierowałem się do swojego pokoju, ale skręciłem na taras. Wyszedłem złapać świeże powietrze i oczywiście zapalić papierosa. Kiedy jestem zdenerwowany wypalam całą paczkę w ciągu dnia, a to lekka przesada. Powinienem trochę ograniczyć uzależnienie do minimum, jeśli chcę trochę pożyć.

-Pilnowałam wszystkie moje dzieci, aby nie uzależniły się od czegoś. A tu proszę – słysząc głos swojej mamy wyrzuciłem pół fajki na trawę. Nigdy jej nie wspominałem, że palę, ale znając instynkt matczyny – domyślała się.

-Jeśli ma się problemy, to takie używki pomagają - odpowiedziałem patrząc na nią. Stanęła obok mnie i patrzyła się przed siebie.

-Synku, powinieneś częściej tu przyjeżdżać, i informować starą matkę o swoich drogach uczuciowych, a przy okazji mogę się dowiedzieć o tym – wskazała na niedopałek leżący przed nami. Zaśmiałem się odwracając i kierując do domu.

-Na pewno ja poznasz, mamo – wszedłem i zastała mnie w domu cisza. Tak jakby dziewczyny wyparowały. Zdziwiony wszedłem na górę i już wszystko wiadomo. Siedziały u mnie w pokoju rozmawiając przez telefon. Wpadłem zdenerwowany od razu krzycząc na Safe, która odebrała moją komórkę.

-Safaa, kurwa nie odbieraj mojego telefonu! - wykrzyczałem zabierając jej komórkę, a ona wpadła w śmiech i wybiegła. Dobrze, że to zrobiła, bo miałem ochotę ją zdzielić po tym pustym łbie.

-Halo? - usłyszałem załamany kobiecy głos. To ona, a mnie od razu przeszła gęsia skórka..

-No halo, przepraszam za siostrę, dzieci chyba już tak mają.

-Nie wspominałeś nigdy, że masz siostrę – podrapałem się po karku myśląc, czy naprawdę nie wspominałem jej o nich.

-Mam trzy młodsze siostry – odpowiedziałem i zastała mnie cisza.

-Huhh, no to fajnie wiedzieć – ironia w jej głosie, była słyszalna od razu.

-Czy coś się stało, ze dzwonisz?

-Chciałam sprawdzić czy żyjesz, bo martwię się. Gdzie jesteś? - jej głos tak strasznie drżał z każdym następnym słowem.

-Nie ma mnie w Londynie, i nie mogę rozmawiać, ale jak coś już jestem pod telefonem. - zastała mnie cisza, spojrzałem czy dalej trwa połączenie i wszystko było w normie, tylko dziewczyna nic nie mówiła.

-Tęsknie za tobą – w końcu powiedziała. Ukłucie w sercu i łzy w oczach. Tak właśnie zareagowałem na słowa Abigail.

-Ja też tęsknie.. odezwę się za niedługo, pa – miałem kliknąć rozłącz, powstrzymałem się na chwilę mając nadzieje na usłyszenie jej głosu, jeszcze przez chwilę.

-Kocham cię, Zayn – tyle do szczęścia mi było potrzeba. Oczywiście do szczęścia przepełnionego łzami.

Teraz odłożyłem komórkę i opierając się łokciami o parapet zacząłem płakać. Trzymałem twarz schowana w dłoniach i po prostu wylewałem z siebie cały ten ból i tęsknotę za nią. To była moja decyzja o wyjeździe, najwidoczniej dobrze nam to zrobi.

Musze się ogarnąć, bo Waliyha chce jechać na jakieś zakupy, więc muszę być dobrym starszym bratem bez problemów...
________________
Heej kochani!!
Jesteśmy z nowym rozdziałem xx
Nie chciałam takiego długiego, i chciałam go na pół rozdzielić, ale Ania mówi nieeeee zrób bonusowo taki długi xd No to macie, aż na 9 stron :"D
Nie wiem czy przeczytanie, ale mam nadzieję, że tak xx
I dajcie koniecznie znać!! <3
Kochamy was!! <3
IDA ;3

2 komentarze

  1. Jestem wiedźmą.
    Nie przeczytałam w poniedziałek.
    Jesteście Zajebiste no!
    Abi pogodzi się z Zaynem prawda ?
    Tak dla mnie okej ?
    Dobra lecę, papa :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie piszesz i szkoda, żeby twój talent sie zmarnował.
    Myślę, że strona www.wattpad.com albo aplikacja wattpad
    pomogłaby ci się dalej rozwijać. Przemyśl to. Wielu autorów tam zaczynało i osiągnęło sukces :)))

    OdpowiedzUsuń

Szablon dla Bloggera stworzony przez Devon.