**Oczami
Lou**
Puk, puk,puk..
Podniosłem
ciężko głowę do góry, spojrzałem na pijanego przyjaciela, który
leżał na podłodze obok kanapy. Odłożyłem ciężar na poduszkę.
Ponownie ktoś zapukał do moich drzwi, a ja zdałem sobie sprawę,
że to nie był sen. Potrząsnąłem głową i wstałem. Idę, a po
drodze przewracam butelki, które leżą na środku salonu.
Kurwa, będę
musiał sprzątać...
Nie patrząc
przez wizjer otworzyłem na oścież drzwi. Jeśli byłby to jakiś
sprzedawca perfum, to nie wahałbym się z uderzeniem go. W godzinach
porannych, czyli 13-15 ja śpię. Co oznacza, że nikt ma mnie nie
budzić.
Moim oczom
ukazało się dwóch kolesi w mundurach. Wyjęli z kieszeni odznaki i
już zabawa się skończyła.
-Louis
Tomlinson? - spytał ten niższy zaglądając przez moje ramię do
środka. Położyłem rękę na futrynie, uniemożliwiając im
przeglądanie mojej własności.
-A o co chodzi?
-Chcemy zabrać
Pana na przesłuchanie, w sprawie morderstwa niejakiego Jake Mclaine
– odezwał się wyższy piorunując mnie poważnym wzrokiem.
Westchnąłem i pokręciłem głową cofając się do środka po buty
i kurtkę. Złapałem to co planowałem i obudziłem przyjaciela,
żeby przyjechał po mnie na komisariat. Nie wzruszony tylko coś
odchrząknął, a ja wyszedłem z policjantami. Zaparkowali pod moją
bramą wyjazdową, sprytnie, żebym nie uciekł samochodem. W środku
było czuć psiarnią. Siedząc z tyłu nic nie mówiłem, tylko
głęboko zastanawiałem się kto go tak urządził? Z tego co
pamiętam to owszem, dostał ode mnie w mordę i to nie lekko. Ale
zostawiłem go żywego. Jeśli kogoś sprzątam to raczej pozbywam
się zwłok, najwidoczniej ktoś mnie wrabia. Tylko jak oni do mnie
doszli? Nie mogli po śladach krwi, bo ja nie krwawiłem. Miałem na
sobie krew tylko tej łajzy, a ciuchy uległy wczoraj zniszczeniu.
Spaliłem nawet buty, które tak lubiłem.
Pojazd
zatrzymał się przed komisariatem. Wysiadłem i ruszyłem za nimi do
wejścia. Po drodze mijałem mnóstwo gliniarzy, który patrzyli na
mnie, jak na kolejnego zbira. Nie mówię, że jestem kimś innym,
ale niedobrze się robi widząc ich twarze. Wszyscy się gdzieś
spieszyli i wybiegali na zewnątrz, a my jako jedyni wchodziliśmy do
środka.
Jak na policję
to w środku szału nie było. W głównym pomieszczeniu było parę
biurek, a na nich tony papierów, zdjęcia i inne duperele
pracowników. Wszystko z ciemnego drewna. Sadziłem, że gdzieś na
dole będzie to przesłuchanie, ale oni kazali mi iść w górę. Tam
weszliśmy do małego pomieszczenia. Rozsiadłem się niedbale na
krześle i obserwowałem. Ciekawy jestem, który będzie niby dobrym
gliną, a który tym złym. Powiem to co muszę, a resztę załatwią
z moim prawnikiem.
-Może najpierw
powiesz nam skąd znasz ofiarę? - pierwsze pytanie i już trochę
zagmatwane.
-Mogę jedynie
powiedzieć, że ścigaliśmy się od wielu lat– odpowiedziałem
najprościej jak mogę. Przecież nie będę im tłumaczyć jak to on
został moim wrogiem.
-To wcale nam
nie pomaga. A co wczoraj robiłeś dziś w nocy, tak od 1 do 4 nad
ranem?
-Byłem na
imprezie, a potem wróciłem jakoś przed 1 z przyjacielem do domu.
Tam się napiliśmy i dopiero wstałem.
Kiwali głowami
i coś notowali, spoglądali co chwilę w swoją stronę, a mnie to
nudziło, a do tego chcę jeść. Marzyłem o kanapce z serem żółtym
i pomidorem, a do tego czarna kawa.
-Louis, musisz
nam pomóc, bo chwilowo nic nie mamy, a ciało ofiary zostało
znalezione niedaleko jego domu. Jedyne co mamy to właśnie twoje
nazwisko.
-Proszę
wybaczyć, ale nie był moim znajomym, a moje nazwisko to czysty
przypadek. Czy mogę już wrócić do domu? Jeśli coś jeszcze to
wiedzą panowie gdzie mieszkam, a jak nie to mój prawnik na pewno
się odezwie – nie spodobał im się ten pomysł, ale musieli mnie
puścić. W końcu nie mają żadnych zarzutów na mnie, więc wracam
na śniadanie. Wyszedłem z budynku i już czekał na mnie Nick.
Wsiadłem do samochodu i od razu odjechaliśmy.
-Kurwa o co
chodzi?! - spytał zdenerwowany chłopak prowadząc ostrożnie
pojazd.
-Znaleźli
martwego Mclaine, i mieli moje nazwisko – odpowiedziałem wyjmując
z wnęki paczkę papierosów. Odpaliłem jednego, żeby się
odstresować zaistniałą sytuacją. Dobrze, że jadę do domu gdzie
nic na mnie nie czeka.
-Stary,
dzwoniła Amy. Mówiła, że ktoś jej napisał o twoim pobycie na
posterunku. Była na maksa zdenerwowana, a ja nie wiedziałem o co
chodzi.
To mnie
zaskoczył, nie dość, że byłem przesłuchiwany to jeszcze ona się
dowiedziała. Ciekawe kto taki mnie widział, kogo ona zna. Na pewno
to ta sama osoba co mnie wrabia. Niech ja się tylko dowiem kto to
taki, to wtedy dopiero będę mógł być podejrzanym.
-Co jej
powiedziałeś? - wziąłem dużego bucha.
-Nic nie wiem,
i na pewno nic się nie stało – powiedział spoglądając w moją
stronę na moją reakcję. Wypuściłem z ust dym i tylko wzruszyłem
ramionami. Ona mi o wszystkim nie mówi, więc czemu ja mam wszystko
paplać? Chwilowo i tak się nie odzywamy do siebie, ale znając
dziewczynę pewnie przyjdzie za niedługo.
-Musisz się
dowiedzieć kto chce mnie wrobić i dlaczego. A potem pomożesz mi
ukryć jego zwłoki.
-Jak zawsze –
uśmiechnął się podjeżdżając pod mój dom. Podziękowałem mu i
udałem się do domu. Niedaleko stało czarne auto, a w nim siedziało
dwóch mężczyzn, wcale nie było widać jak robią mi zdjęcia.
Wybuchnąłem śmiechem i wszedłem do budynku. Jeśli chcą na mnie
coś mieć, to niech przynajmniej robią to jakoś bardziej fachowo.
Czasem kamery w
domu się przydają, szczególnie jak ktoś chce cię zamknąć do
więzienia. Zanim zabrałem się za robienie kanapek, włączyłem
czajnik i poszedłem sprawdzić nagrania z zeszłej nocy. W sypialni
nie mam kamer, bo to byłoby trochę creep.
Włączyłem na
telewizorze wydarzenie z wczoraj, i tak jak mówiłem na
komisariacie. Byliśmy w domu przed 1, a potem piliśmy i zasnęliśmy.
Nic na mnie nie mają, a ja mam podwójne alibi – Nick i nagrania.
Więc mogą mi naskoczyć.
Zgrałem kopie
filmu na laptopa, a oryginał zostawiłem tam gdzie był.
Do kuchni
wezwał mnie gwizdek gotującej się wody. Wyciągnąłem czystą
szklankę, o którą było ciężko tutaj, i zalałem sobie czarną
kawę. Czując ten zapach od razu się obudziłem. Wyjąłem z lodówki
artykuły spożywcze, a następnie zająłem się robieniem
śniadania. Tak głodny to już dawno nie byłem. Jak tylko wziąłem
gryz kanapki, to ktoś znowu musiał mi przeszkadzać i dobijać się
do drzwi.
Uderzyłem
pięścią o blat, wziąłem ze sobą bułkę udając się do drzwi.
Otworzyłem na oścież ze zdenerwowania, ale mina mi pobladła
widząc kolorową. Patrzyła na mnie smutnymi oczami, więc
przesunąłem się wpuszczając ją do środka. Zatrzymała się w
połowie drogi do salonu. Stała do mnie tyłem, a ja oparłem się o
ścianę i ją obserwowałem. Nie będę się tłumaczył jako
pierwszy, a tym bardziej jej nie chciałem widzieć, nie wiem czemu
tu się pojawiła.
Odwróciła się
do mnie przybierając poważny wyraz twarzy. Uniosłem brew w górę
zajadając się swoim posiłkiem.
-Dalej się
gniewasz? - spytała robiąc krok w moją stronę.
-No nie wiem, a
powinienem? - odparłem z pełną buzią idąc w jej stronę, a
skręciłem omijając ją. Wszedłem do kuchni, żeby wziąć gorącą
jeszcze kawę.
Upiłem łyk
napoju opierając się o szafkę. Jej kroki zbliżały się do mnie,
aż w końcu ucichły. Stała w progu nie wiedząc co dalej zrobić.
-Przepraszam,
próbowałam się do ciebie dodzwonić, ale nie odbierałeś. Nie
chciałam, żebyś tak się dowiedział. Louis my nie chciałyśmy
źle, po prostu kiedy zaczęłyśmy się do was zbliżać,
dowiedziałyśmy się o waszych relacjach. Co miałyśmy zrobić?
Przerwać związki? Przecież musisz to rozumieć.
Patrzyłem na
nią kiedy mówiła. Jej twarz wykazywała prawdziwe emocje, czyli
teraz przynajmniej mnie nie okłamuje.
-Mogłaś
przynajmniej uprzedzić, że no nie wiem hmm moi wrogowie sypiają
pod twoim dachem?! - krzyknąłem uderzając pięścią w stół, a
dziewczyna podskoczyła.
-Możesz się
uspokoić!? Nie rozumiesz nic, po prostu jak do ściany.. - złapała
swoją grzywkę i zarzuciła włosami do tyłu, odchylając głowę w
bok.
-Najwidoczniej
jestem tak głupi – posłałem jej szeroki śmiech, pełen
sarkazmu.
-Możesz mi
przynajmniej powiedzieć co robiłeś na policji? Mamy ciche dni –
zrobiła cudzysłów patrząc prosto na mnie- ale martwię się o
ciebie, bo tak. Dalej jestem twoją dziewczyną.
-Oskarżają
mnie o morderstwo – odpowiedziałem bez żadnych gierek wstępnych.
Jej twarz pobledła, ale po chwili wróciła do swojego naturalnego
koloru.
-Kogo?
-Tego kto mnie
wysłał do szpitala. Nie zabiłem go, tylko pobiłem do
nieprzytomności.
-Pobiłeś?! Na
pewno już się nie obudził, jak mogłeś tak zrobić?! Rozumiem
wszystko, ale nie powinieneś sam tego robić. Myślałam, że trochę
się zmieniłeś! Kurwa, Louis masz przejebane.
Słuchałem jej
jebanego monologu i nie wiem czy się śmiać, czy może zacząć
płakać. Ona naprawdę sądzi, że po pierwsze :
Mógłbym się
zmienić.
Po drugie:
Zabiłem tego
gnojka.
Nie wytrzymam
zaraz... Rozpierdala mnie od środka, czekam aż moja kawa się
skończy i mam ochotę roztrzaskać kubek.
-Pójdziesz
teraz do pierdla?! - nie wytrzymałem. Rzuciłem tuż pod jej nogi
szklany przedmiot, przez co zapiszczała. Odwróciłem się na pięcie
i strąciłem pozostałe naczynia, które aktualnie znajdowały się
na blacie. Wszystko szło w proch, a moje ręce nie chciały
przestać.
Jak ona do
kurwy nędzy, może tak myśleć?! Jest jedyną osobą, która mnie
tak zna, a sądzi, że mógłbym się bawić w takie gówno!
-Uspokój się!
- usłyszałem, ale odwróciłem się prosto do niej. Nogi niosą
mnie w jej stronę, aż w końcu łapię za jej ramiona i nimi
trzęsę.
-Czy ty mnie
kurwa nie znasz?! Nie bądź głupia Amy, tylko posłuchaj co ty
pierdolisz! Wyciągasz zbyt pochopnie wnioski, skreślasz mnie na
wejściu. Ogarnij się. - cały czas nią potrząsałem, aż poczułem
pieczenie na policzku. Jej dłoń znalazła się na mojej twarzy.
Dopiero po chwili ja wyczułem. Puściłem jej ciało, a ona kręcąc
głową wyszła. Trzasnęła drzwiami i tyle ją widziałem. Miałem
za nią biec, ale teraz chyba potrzebuje jakiegoś baru. Najlepiej
najbliższego, żeby zapić to co się właśnie stało...
**Oczami
Amy**
Chuj z niego.
Moje ciało dalej czuje, ten skurcz. Tak mocno to mnie jeszcze nikt
nie trzymał. W jego oczach było widać tylko czerwone iskierki
nienawiści. Może naprawdę tego nie zrobił, ale mógł mi to
spokojnie wyjaśnić, a nie od razu przejść do rękoczynów! No
kurwa mać! Nie jestem zabawką, żeby się mną tak zabawiać.
Jeszcze jebany deszcz zaczął padać, a ja idę gdzieś przed
siebie, nie wiedząc czy idę do domu, czy może gdzieś indziej.
Głupi dupek, wyprowadził mnie z równowagi, że musiałam go
uderzyć. Po prostu musiałam w jakiś sposób pohamować jego
wyczyny.
-Czego kurwa! -
odebrałam ze złością telefon nie patrząc kto dzwoni.
-Tak teraz
odbiera się telefon od przyjaciółek? - usłyszałam głos Abigail,
więc trochę ochłonęłam.
-Sory, ten
przydupas wyprowadził mnie z równowagi. Nie wracam do domu, idę do
baru – powiedziałam na jednym tchu skręcając do pobliskiego
pubu.
-Dobra,
chciałam powiedzieć, że mój brat dzwonił i jutro planuje wpaść
załatwić jakieś rzeczy związane ze ślubem – wyszeptała ledwo
kończąc. Kurde jeszcze jego nam brakuje, to znaczy ja z Sus możemy
się zmyć, ale Abi sama sobie nie poradzi. Ona i tak dziś ledwo
wyszła z łóżka. Pewnie gdyby nie płacząca Susan, to ta by
siedziała cały dzień w swoim łóżku, ze smutną muzyka w tle.
Ten kolejny kretyn – Malik nie odbiera dalej telefonu. Od żadnej z
nas, a nawet z zastrzeżonego. Nic o nim nie wiadomo od dwóch dni.
Dziewczyny muszą zacząć funkcjonować, bo matury się zbliżają,
ale po co? Przecież lepiej żyć w wiecznych kłótniach. Ja na
szczęście mam prace, a tam Malika nie ma, za co mam ochotę mu
wyjebać w ten idealny pysk. Jest pewnie wkurzony jak wszyscy, ale
jeden głupi SMS nawet do mnie, typu żyje, by wystarczył. Wtedy
brunetka mogłaby iść do szkoły i na spotkanie z bratem.
-Będziemy z
tobą – odpowiedziałam rozłączając się. Usiadłam przy barze
zamawiając kolejkę shotów. Wypiłam trzy naraz.
Kilku typków
próbowało coś do mnie mówić, ale olewałam ich. Jednak kiedy
zobaczyłam po drugiej stronie baru tego dupka to miałam ochotę
wskoczyć na pierwszego lepszego.
Siedział tam i
śmiał się z jakąś dziewczyną o czarnych włosach. Przynajmniej
wiem, że to nie ta cholerna suka -Diana, bo ona jest blondynką, z
tego co nam Horan mówił.
Dopiero co się
pokłóciliśmy, a on musiał iść tutaj gdzie ja?!
Uderzyłam się
otwartą dłonią w czoło, ale ze mnie kretyn. Przecież on mieszka
jakieś 5 minut drogi stąd. Przecież jak mógł tu przyjść... Aj
Amy ty idiotko.
-Poproszę
jeszcze raz to samo – posłałam uśmiech to barmana, a w
międzyczasie spoglądałam na Louis'a. Zerknął w moja stronę, a
ja nie wiedząc co zrobić złapałam za koszulkę kolesia, który
odkąd przyszłam chciał mnie zbajerować. Przygryzłam dolną wargę
patrząc na obcego mi faceta, ale jemu się to spodobało. Zaczął
coś do mnie nawijać, a ja tylko kiwałam głową i głupio się
uśmiechałam. Co chwilę patrzyłam na swojego chłopaka, który
miał na kolanach tą sukę. Wyrwę jej wszystkie włosy, jak tylko
zostanie sama.
-Może
zatańczymy? - wstał podając mi rękę. Nie chciałam tego robić,
ale kiedy ta czarna pinda zaczęła szeptać coś to Lou na ucho, bez
wahania wstałam. Wypiłam kieliszek czystej i poszłam z Olivierem,
bo tak ma na imię. Specjalnie stanęłam na samym środku, by mój
kochany wszystko podziwiał. Zaczęliśmy niewinnie, metr odległości.
Jakieś głupie uśmiechy, potem złapał mnie za rękę i zaczął
okręcać.
Wpadłam w
śmiech, bo nic nie widzę oprócz kręcącego się obrazu. W końcu
stanęłam i zarzuciłam ręce na jego kark. Zjechałam zmysłowym
ruchem trochę w dół i patrząc na Louis'a wstałam. Olivier
obrócił mnie tak, ze stałam do niego tyłem, więc zaczęłam
zjeżdżać w dół. Na jego kroczu zrobiłam przerwę ocierając się
o krocze, po dosłownie chwili takiego ocierania wyczułam coś
wypukłego. Śmiejąc się wstałam i wróciłam do tańczenie w
odległości. Chłopak próbował mi zaszpanować kręceniem i
przechylaniem. Jednak to nic nowego dla mnie. Ale udawałam, aby
Tommo i jego teraz dwie czarne koleżanki podziwiały.
-Jesteś taka
seksowna – usłyszałam w swoim uchu, na co się zaśmiałam.
Ponownie mną zakręcił, a jak wróciłam na miejsce stanął bliżej
i złapał mnie za plecy. Czułam jak ręce mu zjeżdżają niżej,
niżej i niżej. Kiedy poczułam je na swoim tyłku nie było mi zbyt
miło. Chcąc odejść zdałam sobie sprawę, że mój partner
taneczny właśnie leci do tyłu.
Chciałam
zlokalizować przyczynę tego lotu i kto to mógł być? No tak, mój
ukochany Louis. Jakże inaczej. Przecież nie mogę się dobrze bawić
bez niego..
-Nigdy więcej
– powiedział łapiąc mnie za rękę. Szliśmy przez parkiet
wprost do toalet. Tam wygonił kolesia, który miał zamiar się
załatwić. Zostaliśmy sami.
-To nie mi
siedziała na kolanach szatynka – zaśmiałam się ironicznie chcąc
wyjść.
-Nie bądź
dzieckiem! - złapał za moja rękę – Nie mogłem znieść widoku
mojej kobiety, z takim typem. Zachowałaś się jak dziecko.
-Dziecko?! Kogo
tak nazywasz? Może sam jesteś dziecko, bo też najpierw miałeś
jedną, a potem dwie nagle zabawiałeś. To dopiero akt desperacji –
westchnęłam próbując się wyrwać z uścisku i wyjść.
-Zostań tu i
mnie posłuchaj! - stanęłam na wprost jego ciała - Nie zabiłem
go! Nie zrobiłem tego, kurwa uwierz mi! - uderzył pięścią w
ścianę obok mojej głowy.
-Tak o mam
powiedzieć „ o kochanie oczywiście, że ci wierzę” A ty
będziesz się na mnie wkurwiał, chociaż przeprosiłam!? Po chuju
fest. Nie rozumiem już co się właśnie między nami dzieje! Mam
cię chwilowo dość, ja po prostu..
-Zamknij się
już! Kocham cię, i nie zamierzam cię nigdzie puszczać – przyparł
do mnie swoim ciałem i wpił w moje usta. Całował jak byśmy się
rok nie widzieli. Tęskniłam za tymi ustami, przez te dwa dni. Tak
bardzo chciałam tego momentu dla nas.
-Wiem, że nie
mógłbyś tego zrobić. Nie chcę cię stracić, ponownie –
wyszeptałam w jego usta, a on mocno mnie przytulił.
-Nigdzie się
nie wybieram, i ty tez nie – wskoczyłam na jego biodra. Całując
się weszliśmy do jednej z kabin, a tam już poniosła nas lekko
wyobraźnia. Chłopak ściągnął ze mnie ubrania, oczywiście ja
zrobiłam to samo z jego. Gdyby nie to, że miał prezerwatywę,
pewnie skończylibyśmy na podnieceniu.
Dobrze, że
nosi zawsze przy sobie dwie sztuki.
Czując
chłopaka w sobie, byłam w niebie. Wreszcie jesteśmy razem, a ta
przyjemność nas jeszcze bardziej łączy...
**Oczami
Abigail**
Brakuje mi jego
głosu, zapachu, przytulania, całowania.
Nie odbiera,
nie odpisuje.
Gdyby nie moja
ruda smutna przyjaciółka, to najprawdopodobniej płakałabym cały
dzień. Jakoś inaczej nie mogę sobie z tym poradzić. Wiem, że to
tylko kłótnia, a to jest tylko związek. Nie jest to dla mnie coś
zwykłego. Kiedy się zakochuje, to robię to na poważnie, nie dla
chwili. Kocham go i pragnę usłyszeć jego głos. Tyle mi wystarczy
by wrócić do życia. Tylko o tyle proszę.
Nie dość, że
mam problemy z Zaynem, Susan nieźle namieszała z Liamem, to jeszcze
mój najukochańszy braciszek przyjeżdża. Oczywiście – cieszę
się – ale nie mam siły na pomaganie mu z weselem. A wiem, że
będzie chciał jakiejś pomocy z dekoracjami, bo jego narzeczona
wyjechała na tydzień z rodziną. Ahhh i jeszcze będę musiała jej
zrobić wieczór panieński, a matury mam za jakieś 2 tygodnie. Nie
no, przecież Abigail zawsze ze wszystkim sobie poradzi. Inaczej nie
byłabym sobą, ale teraz czuję się, że jestem obok siebie. Nic mi
nie pasuje, na nic nie mam ochoty.
Najchętniej
bym nic nie robiła, tylko spała.
-Może idź do
niego – zaproponowała Susan widząc jak ponownie dzwonię do
chłopaka. Spojrzałam na nią i miałam coś powiedzieć, ale
usłyszałam głos, tylko nie jego. Ponownie poczta głosowa.
Zostawiłam chyba setną wiadomość tego dnia.
-To nie jest
głupi pomysł, czemu sama na niego nie wpadłam? Kocham cię! -
przytuliłam ją wstając i biegnąc do siebie. Naciągnęłam jakieś
spodnie i bluzę. Nic więcej nie robiłam. Włosy roztrzepane bez
czesania zostawiłam, tak samo twarz bez makijażu.
-Tylko uważaj
po drodze, i szybko wracaj! - krzyknęła kiedy już byłam w
drzwiach.
-Jak będę
wracać to napiszę! - odkrzyknęłam wybiegając na klatkę
schodową. Zeszłam pomału, aby nie złamać sobie nogi, bo znając
moje szczęście mogłoby do tego dojść. Tak zawsze mam, jak się
gdzieś spieszę to zazwyczaj nie zdążam przez jakiś wypadek po
drodze. Tym razem muszę tam pójść, zapukać, zobaczyć go. Wtedy
będę szczęśliwym człowiekiem, który może wrócić do domu z
uśmiechem. Wiem, że Susan nie może siedzieć sama zbyt długo, bo
i tak nie wie co robić. Nawaliła trochę przez zbyt pochopną
decyzję. Ja ją w stu procentach rozumiem, Liam pewnie za niedługo
zjawi się u nas i będzie ją przepraszał. W sumie trzymam kciuki,
że się pogodzą. Zasługują na szczęście, jak zresztą każda z
nas. Dobrze, że Am pojechała do Lou. Chociaż z tego co mówiła to
się pokłócili. Nie dzwoniła od jakiejś godziny, to może się
godzą? Kto tam ich wie.
Na dworze na
szczęście nie pada, więc z łatwością złapałam taksówkę.
Pośpieszałam kierowcę jak tylko mogłam. W czasie podróży
układałam sobie w głowie cały scenariusz. Chłopak nie może mnie
wyrzucić, nie pozwolę mu na wygonienie, zanim nie powiem mu
wszystkiego.
Puk, puk,
puk...
Dzwonię
dzwonkiem, pukam i nic. Naciskam na klamkę, a to też gówno daje.
Zrezygnowana złapałam się za włosy i podeszłam do okna.
Zasłonięte, dosłownie wszystkie były pozasłaniane, a w domu
nikogo nie ma. Usiadłam zrezygnowana na schodach przed domem. Nie
mam pojęcia gdzie on może być, skoro nie w domu to w pracy. Lecz
do pracy by nie poszedł. A innych opcji nie znam, chyba za mało
wiem o sowim chłopaku.
Ja tylko chcę
usłyszeć jego głos. Dlatego ponownie wykręciłam numer, który
już znam na pamięć.
Ostatni sygnał
i nagle coś się zmieniło. Odebrał!
-Halo –
odezwałam się jako pierwsza, głos łamał mi się z każdą
wypowiadaną literką.
-Halo, Zayna
nie ma chwilowo w pokoju – usłyszałam kobiecy głos. Młoda
dziewczyna. Dobrze, że właśnie siedzę, bo najprawdopodobniej bym
już leżała na podłodze.
-A-a gdzie
jest?
-Bierze
prysznic – odpowiedziała bez żadnego zastoju. Usłyszałam jak po
drugiej stronie ktoś gwałtownie trzaska drzwiami.
-Safaa
kurwa, nie odbieraj mojego telefonu! - to on. Żyje, ma się dobrze,
jest z jakąś kobietą w pokoju, brał właśnie prysznic. Przecież
to jest jednoznaczna sytuacja!!
**Oczami
Zayna**
„Przepraszam,
tak bardzo przepraszam.. Daj jeden głupi znak, błagam.”
„Kocham
cie! Zayn, ja naprawdę zawaliłam, ale nie chcę cię stracić. Mój
świat właśnie legł w gruzach, bo nie ma cię nigdzie..”
„Daj mi
szansę na wytłumaczenie wszystkiego. Wtedy zrozumiesz, proszę..”
„Popełniłam
ten głupi błąd, masz prawo być zły, a nawet mnie nienawidzić..
Lecz ja tylko chce usłyszeć twój głos.. tęsknie..”
Tyle
SMS, a to nawet nie połowa. Moja poczta głosowa już jest zawalona.
Co chwile mój telefon odzywa się, a ja tylko go wyciszyłem i nie
podnoszę słuchawki. Nie mam takiej ochoty. Wolę leżeć w swoim
łóżku paląc papierosy. Czuje
się znowu jak za młodzieńczych lat, będąc w rodzinnym domu,
paląc po kryjomu i leżąc w swojej sypialni. Na ścianach dalej
wiszą moje stare plakaty, a także zdjęcia z siostrami jak i
znajomymi.
Czas,
który spędzam tutaj jest dla mnie zbawieniem. Nie mógłbym
siedzieć w Londynie gdzie jest Abigail. Zraniła mnie, i to tak
porządnie, ale zaczynam rozumieć wszystko. Zachowuje się trochę
jak pipa, ale nie mogę od razu wybaczyć jej, że oszukiwała mnie
przez parę miesięcy.
-Zayn!
Chodź na obiad! - usłyszałem z dołu krzyki mamy, więc wyrzuciłem
kiepa przez okno, i wyszedłem. Schodząc w dół podziwiałem
wszystkie obrazy na ścianach.
Całe
dzieciństwo jest tutaj zawieszone. Od samego początku, przez smutne
chwile do dorosłości. Ostatnie wspólnie zdjęcie to, z zakończenia
tutejszej szkoły. Potem już żadnych okazji nie było. Cóż, to
moja wina, bo nie przyjeżdżam do rodziny zbyt często. Jestem może
2-3 razy w ciągu roku. Tak też zawaliłem jako starszy brat na
całej linii.
-Kiedy
w końcu powiesz nam coś o swojej dziewczynie? - spytała Safaa
zaczynając jeść zupę. Spojrzałem na nią zdziwiony, bo nie
mówiłem tutaj nikomu o Abi. Przynajmniej chwilowo nie mam zamiaru
się dzielić tą wiadomością.
-Kiedy
brałeś prysznic to przeglądała twoje zdjęcia w telefonie –
odpowiedziała na moje nie wypowiedziane pytanie Waliyha. Uderzyłem
w ramię siostrę, na co wybuchła śmiechem. Uniosłem w górę
brwi.
-Jak
za dawnych czasów – wyszeptała z uśmiechem na ustach. Sądziłem,
ze wykrzyknie coś typu „Pojebało cię?!” czy coś takiego. A
jej się to spodobało. Weź tu ogarnij kobiety, szczególnie bliskie
ci kobiety.
Zająłem
się jedzeniem i słuchaniem, jak dziewczyny wykłócają się o
zakupy i Abi.
Nie
za bardzo mi się to podobało, bo jest jak jest. Ale skoro chcą
wiedzieć czy jest to dla mnie ktoś bliski, to chyba powinienem im
trochę opowiedzieć?
-Dobra,
zamknijcie się wszystkie – westchnąłem odkładając puste
naczynie do zmywarki – Abigail to moja dziewczyna, mamy teraz
przerwę od siebie.
-Wiedziałam!!
Na reszcie nasz kochany braciszek, znalazł sobie dziewczynę! -
zaczęły wariować, a ja tylko śmiałem się z ich reakcji. Los
chciał, że mama też to usłyszała, i z wielkim bananem na twarzy
weszła do kuchni. Poklepała mnie po ramieniu. Pokręciłem głową
odchodząc z tego pomieszczenia, bo Safaa wylała trochę wody na
Doniya. Kierowałem się do swojego pokoju, ale skręciłem na taras.
Wyszedłem złapać świeże powietrze i oczywiście zapalić
papierosa. Kiedy jestem zdenerwowany wypalam całą paczkę w ciągu
dnia, a to lekka przesada. Powinienem trochę ograniczyć
uzależnienie do minimum, jeśli chcę trochę pożyć.
-Pilnowałam
wszystkie moje dzieci, aby nie uzależniły się od czegoś. A tu
proszę – słysząc głos swojej mamy wyrzuciłem pół fajki na
trawę. Nigdy jej nie wspominałem, że palę, ale znając instynkt
matczyny – domyślała się.
-Jeśli
ma się problemy, to takie używki pomagają - odpowiedziałem
patrząc na nią. Stanęła obok mnie i patrzyła się przed siebie.
-Synku,
powinieneś częściej tu przyjeżdżać, i informować starą matkę
o swoich drogach uczuciowych, a przy okazji mogę się dowiedzieć o
tym – wskazała na niedopałek leżący przed nami. Zaśmiałem się
odwracając i kierując do domu.
-Na
pewno ja poznasz, mamo – wszedłem i zastała mnie w domu cisza.
Tak jakby dziewczyny wyparowały. Zdziwiony wszedłem na górę i już
wszystko wiadomo. Siedziały u mnie w pokoju rozmawiając przez
telefon. Wpadłem zdenerwowany od razu krzycząc na Safe, która
odebrała moją komórkę.
-Safaa,
kurwa nie odbieraj mojego telefonu! - wykrzyczałem zabierając jej
komórkę, a ona wpadła w śmiech i wybiegła. Dobrze, że to
zrobiła, bo miałem ochotę ją zdzielić po tym pustym łbie.
-Halo?
- usłyszałem załamany kobiecy głos. To ona, a mnie od razu
przeszła gęsia skórka..
-No
halo, przepraszam za siostrę, dzieci chyba już tak mają.
-Nie
wspominałeś nigdy, że masz siostrę – podrapałem się po karku
myśląc, czy naprawdę nie wspominałem jej o nich.
-Mam
trzy młodsze siostry – odpowiedziałem i zastała mnie cisza.
-Huhh,
no to fajnie wiedzieć – ironia w jej głosie, była słyszalna od
razu.
-Czy
coś się stało, ze dzwonisz?
-Chciałam
sprawdzić czy żyjesz, bo martwię się. Gdzie jesteś? - jej głos
tak strasznie drżał z każdym następnym słowem.
-Nie
ma mnie w Londynie, i nie mogę rozmawiać, ale jak coś już jestem
pod telefonem. - zastała mnie cisza, spojrzałem czy dalej trwa
połączenie i wszystko było w normie, tylko dziewczyna nic nie
mówiła.
-Tęsknie
za tobą – w końcu powiedziała. Ukłucie w sercu i łzy w oczach.
Tak właśnie zareagowałem na słowa Abigail.
-Ja
też tęsknie.. odezwę się za niedługo, pa – miałem kliknąć
rozłącz, powstrzymałem się na chwilę mając nadzieje na
usłyszenie jej głosu, jeszcze przez chwilę.
-Kocham
cię, Zayn – tyle do szczęścia mi było potrzeba. Oczywiście do
szczęścia przepełnionego łzami.
Teraz
odłożyłem komórkę i opierając się łokciami o parapet zacząłem
płakać. Trzymałem twarz schowana w dłoniach i po prostu wylewałem
z siebie cały ten ból i tęsknotę za nią. To była moja decyzja o
wyjeździe, najwidoczniej dobrze nam to zrobi.
Musze
się ogarnąć, bo Waliyha chce jechać na jakieś zakupy, więc
muszę być dobrym starszym bratem bez problemów...
________________
Heej kochani!!
Jesteśmy z nowym rozdziałem xx
Nie chciałam takiego długiego, i chciałam go na pół rozdzielić, ale Ania mówi nieeeee zrób bonusowo taki długi xd No to macie, aż na 9 stron :"D
Nie wiem czy przeczytanie, ale mam nadzieję, że tak xx
I dajcie koniecznie znać!! <3
Kochamy was!! <3
IDA ;3
Jestem wiedźmą.
OdpowiedzUsuńNie przeczytałam w poniedziałek.
Jesteście Zajebiste no!
Abi pogodzi się z Zaynem prawda ?
Tak dla mnie okej ?
Dobra lecę, papa :*
Fajnie piszesz i szkoda, żeby twój talent sie zmarnował.
OdpowiedzUsuńMyślę, że strona www.wattpad.com albo aplikacja wattpad
pomogłaby ci się dalej rozwijać. Przemyśl to. Wielu autorów tam zaczynało i osiągnęło sukces :)))