**Oczami
Amy**
-Abi, chcesz
nam sama dziś o tym opowiedzieć? - całą noc nie zmrużyłam oka,
siedząc przy przyjaciółce na zmianę z Susan. Abigail cały czas
się budziła z ogromnym krzykiem. Niestety Zayn musiał jechać
załatwić coś, więc zajęłyśmy się nią. Od bardzo dawna nie
widziałam jej w takim stanie. Malik nam coś powiedział, ale
zrozumiałam tyle, że zabił kogoś kto ją śledził, a ona była
tego świadkiem...
-Proszę
jeszcze nie teraz – odpowiedziała przekręcając się na drugi
bok. -Abiś, musisz nam kiedyś opowiedzieć – odezwała się ruda. Brunetka nie odpowiedziała.
-Ja zmywam się do pracy za jakiś czas – wyszłam kierując się do swojego pokoju. Postanowiłam wziąć orzeźwiający prysznic i rozbudzić się. Mamy wtorek, początek tygodnia co zwiastuje mało ludzi. Zawsze tak od środy zaczyna ich być więcej. Dlatego myślę, że skończę dziś nawet chwilę wcześniej. Niech Malik sobie nie myśli, że oleje moją przyjaciółkę i sobie będzie pracował spokojnie. Co to, to nie. Rozmówię się z nim dziś tak, że będzie musiał dziś z nią zostać na całą jebaną noc. I wtedy zobaczy jak to jest nie spać.
Dopiero co
wyszła spod prysznica, a tu już się dobijają do mnie. Odnalazłam
telefon na łóżku i odebrałam.
-Hej kotek –
usłyszałam po drugiej stronie. Od razu rozpromieniałam. -Hej – odpowiedziałam idąc w stronę szafy by znaleźć ciekawe ciuchy do pracy.
-Co się nie odzywasz? Tęsknie.
Jak łatwo
zdobyć uczucia faceta.
-Miałam
awaryjną sytuację z Abi – nie mogłam mu powiedzieć o tym co się
tak naprawdę stało. Pewnie by przyjechał, a to mogło doprowadzić
do spotkania dwóch rywali. Ehhh dlaczego musiałyśmy zakochać się
w osobach, które się nienawidzą?!
Co jest z
nami nie tak?
-Rozumiem,
wiesz tak myślałem o naszej ostatniej randce – miałam ochotę
wybuchnąć śmiechem przypominając sobie tą nieszczęsną
restaurację. -I coo?
-To, że mam zamiar przyjechać do was tak jak mówiłaś by oglądnąć jakieś filmy – zatrzymałam się w miejscu. Jestem teraz w dupie, noooo.
-Eee
-O nieee, nawet nic nie mów. Ehh znowu masz dziś pracę?
Ufff
uratowana pracą...
-Jak
ty dobrze mnie znasz kocie. -Dobra, a jutro? Masz może czas?
-Kochanie, jutro jestem cała twoja i powiadomię o tym dziewczyny. Skoro chcesz je tak bardzo poznać to one wybiorą filmy – posłałam mu buziaka wyciągając ciemne rurki i koszulę.
-Dobra, ja kupię jakieś przekąski i owoce dla Abi – jak on to pamięta? Myślałam, że Liam jest taką pipką, która wszystko pamięta i jest mega troskliwa o swoją dziewczynę. A tu proszę, mój groźny Lou jest taki hmmm zbyt kochany? Taaa, to dobre stwierdzenie by go nie obrażać.
-Okej, nie wiem jak to pamiętasz, ale uwielbiam to w tobie.
-Louis! Chodź jedziemy!
-Chyba cię wołają.
-Tak skarbie, jadę ze znajomymi odebrać coś co jest nasze. Dam znać wieczorem
-Uważaj na siebie – pożegnaliśmy się i mogłam teraz spokojnie ubrać przyszykowane ciuchy.
Tommo
zaskoczył mnie tym naciskaniem na spotkanie z chłopakami. Już
zaczęłam podejrzewać, że on coś wie. Lecz tak z drugiej strony
patrząc to może jest ciekawy? Tak po prostu kim są ludzie, który
czasem są u mnie w mieszkaniu. Dobrze, że nie naciska dalej na tą
część poznania ludzi, tylko przerzucił się na moje przyjaciółki.
Zrobi im jakiś wywiad? O kurrr.. A jak zacznie wypytywać o coś i
wyjedzie na to, że kłamiemy? Musimy ustalić w razie co jakąś
wspólną historyjkę. I znowu kłamstwa. Czy kiedyś skończymy z
nimi? Mam taką zasraną nadzieję. Przecież jeśli ja będę z nim,
a dziewczyny nie rozstaną się z chłopakami to prędzej lub później
będą musieli się spotkać i cóż, na pewno nie odpuszczę dopóki
Louis nie zakoleguje się znowu z nimi. Chuj mnie obchodzi powód
dla, którego się rozpadła ich przyjaźń. Wiem tyle, że chodzi o
jakąś dziunię, która na szczęście jest za oceanem. Czemu jakaś
suka popsuła piękną przyjaźń?
**Oczami
Susan**
Jestem
wrakiem człowieka. Spałam tylko chwilami kiedy to Amy była w
pokoju Bennett. Nie mogłam żyć bez kofeiny przez nieprzespaną
noc. Zeszłam na dół by zrobić sobie coś do picia, a dziewczynie
obiad. Oczywiście żadna z nas nie był a w sklepie więc jedynie co
mamy to makaron, kawałek sera żółtego, fetę, szpinak mrożony i
dwie bułki, które Amy zaraz zje. -Co tu zrobić? - podrapałam się po głowie myśląc nad zrobieniem czegoś dobrego. Usłyszałam jak ktoś schodzi po schodach. Była to Abigail. Przebrała się z piżamy w szare dresy, włosy związała w koka, a na górę nałożyła znoszoną koszulkę z logiem firmy z ciastkami.
-Nie patrz tak na mnie. Przecież żyje – odezwała się idąc w stronę pułki z herbatami i kawami. Wyciągnęła swoją ulubioną zieloną herbatę spoglądając na mnie.
-Susan! Jest z tobą Abi?! - krzyknęła fioletowa zbiegając po schodach. Weszła do nas i kiedy zobaczyła brunetkę ulżyło jej.
-Możecie kurna dać mi spokój? Nie jestem dzieckiem – wyburczała zdenerwowana – Wczoraj byłam śledzona, może i znowu by mnie porwano. Wróciły do mnie te złe wspomnienia tego okresu naszego życia. Bałam się jak cholera – wytarła łzę spływającą po policzku – A potem mój chłopak zabił kolesia, tak po prostu. To tyle jeśli chodzi o to co chcecie wiedzieć – złapała się za głowę patrząc na kubek z gorącą wodą. Amy ruszyła pierwsza w jej kierunku i mocno ją bez słowa przytuliła.
Chyba
na tym właśnie polega przyjaźń. Twoja przyjaciółka nie docenia
tego jak o nią dbasz, ma wyrąbane, opieprza cię, ale ty dalej ją
kochasz i robisz wszystko by było lepiej. Dołączyłam do tego
grupowego misiaka, ale zadzwonił mój telefon. Nie odebrałam, ale
kiedy zaczął ponownie i ponownie dzwonić dziewczyny się wkurzyły.
-Odbierz
to gówno! - krzyknęła Am cmokając nas w policzki i biorąc bułkę
wyszła z mieszkania do pracy.
-Odbierz,
mam już prawie 18 lat, poradzę sobie w kuchni – zaśmiała się
Abi robiąc nam makaron ze szpinakiem na obiad.-Na reszcie, Sus gdzie ty masz ten cholerny telefon?
-Zostawiłam go gdzieś – odpowiedziałam opierając się o framugę drzwi do kuchni.
-Widzimy się za godzinę? - nic nie powiedziałam patrząc na brunetką grzejącą patelnię.
-Godzinę? - spojrzała na mnie kiwając głową. - Okej, będę tam gdzie zazwyczaj buziaki – rozłączyłam się chowając tym razem telefon do kieszeni.
-Jak już mówiłam, poradzę sobie – zapewniła mnie uśmiechem. Skoro się zgadza to pobiegłam na górę by się pomalować i ubrać. Mam na sobie dresy, dlatego warto by było ubrać jakieś jeansy. Tak też zrobiłam. Wzięłam czarne rurki, biały sweterek i czarne botki z kożuszkiem. Mój makijaż zajął mi trochę więcej czasu, ze względu na kreski. Nie umiem ich dobrze robić, ale jak zrobię to efekt jest piorunujący. Wyglądałam już tak jak powinnam na randkę. Nawet jeśli to ma być szybka randka to i tak trzeba się postarać. Zleciałam na dół sprawdzić jak ma się Abi. Siedziała na sofie wpatrując się w kubek od herbaty, którą piła.
-Będę za dosłownie dwie godziny. Wrócę przed Amy – ucałowałam ją w policzek i wyszłam zamykając na klucz drzwi.
Na
dworze jeszcze nie było ciemno, dopiero się tak szarzało. Do tej
knajpki mam jakieś 5 minut drogi. Nałożyłam na głowę kaptur i
ruszyłam.
-Jesteś – weszłam, a on już tam czekał. -Nie mogłeś się doczekać? - pokiwał głową śmiejąc się i od razu dobrał się do moich ust. - Ludzie się patrzą – upomniałam go.
-Niech patrzą – odpowiedział przytulając mnie do siebie. Przecież wczoraj się widzieliśmy, a on już chciał mnie ponownie po tym ciekawym weekendzie? Ja bym chciała odpocząć z 2 dni, ale po co?
-Co dla państwa? - spojrzałam na wysoką ładną dziewczynę pożerającą go wzrokiem
-Dwie duże kawy poprosimy – odpowiedział mój chłopak nie odrywając ode mnie wzroku co było urocze, bo ta młoda kelnerka cała się zaczerwieniła z tego powodu.
-Ona chciała byś na nią spojrzał – uświadomiłam go kiedy już odeszła od naszego stolika.
-Ja tylko patrzę na piękne kobiety – zarumieniłam się złączając nasze dłonie razem na stole tak by każdy mógł zobaczyć do kogo ten mężczyzna należy...
**Oczami
Louis'a**
-John
co ty pierdolisz? Przecież mieliśmy to załatwić pod Londynem, a
nie w samym centrum – jedziemy już jakąś jebaną godzinę co
mnie wkurwia, a na dodatek plany się zmieniły i nasza przesyłka
czeka w samym centrum. Oczywiście nie będziemy załatwiać niczego
pokojowo. Przygotowałem się już na jakąś bójkę, ale nigdy nie
przegrywam. No chyba, że są to te pojeby moi starzy „przyjaciele”
wtedy wszystko jest możliwe. Teraz jednak tak jeżdżąc w chuj wie
gdzie myślę o swojej dziewczynie, która siedzi w pracy i musi
znosić tych wszystkich pijanych frajerów. Jednak to jej praca i ja
się do niej nie mieszam, tak jak ona nie wchodzi między mnie, a
moją pracę. Gdyby jednak to zrobiła to wybór chyba jest
skomplikowany. Pierwszy raz od gimnazjum poczułem coś takiego do
dziewczyny, ale to co robię to wszystko co mam. Kocham to robić.
Uwielbiam nielegalne sprawy, krew, wyścigi, pieniądze. Ehhh szkoda
teraz o tym myśleć. Ważne jest to, że jutro będę z nią całą
noc i mam nadzieję, że nie będziemy spać. O na pewno nie pozwolę
jej zasnąć, chyba że tak mnie wymęczy.
-Tommo
już jesteśmy na miejscu – wskazał na porzucone garaże więc tam
podjechałem. Mieliśmy zabrać małą paczuszkę z dragami i jechać
do domu.
-Na
pewno nikogo nie ma? - upewniliśmy się wychodząc z samochodu,
jednak nie byliśmy sami.
-Kogo
my tu mamy? Już myślałem, że Miler nas wystawił – usłyszałem
głos dobrze znanego mi kolesia. Nie ma dnia, żeby mnie nie wkurwiał
samym istnieniem. A na dodatek wmawia sobie, że może być ode mnie
lepszy.
-Mclaine,
jak zajebiście cię widzieć – oparłem się o maskę swojego
pojazdu, posyłając sztuczny uśmiech w jego stronę.
-Wiem,
że się cieszysz, ale ta paczuszka nie jest twoja – wskazał na
coś co zdecydowanie należy już do mnie.
-Zapłaciłem
za to, więc raczej jest moje – odpowiedziałem spokojnie nie dając
się sprowokować, co jest kurewsko trudne patrząc na jego krzywy
ryj. Poczułem wibracje w kieszeni. Musiałem wyciągnąć telefon by
zobaczyć kto dzwoni. To Amy.
-Co
to tam Tommo? Twoja nowa suczka dzwoni? Jak jej tam... Amy! - teraz
to mnie wyprowadził z równowagi. Odrzuciłem połączenie
podchodząc do niego.
-Ty
jesteś moją suką i to się nie zmieni, nie czuj się zagrożony –
odparłem popychając go do tyłu.
-Na
pewno znajdzie się dla niej też miejsce, gdzie ona mieszka? Aaa no
tak już wiem.
-Nie
daj się Lou- zatrzymał mnie John patrząc poważnie na mnie.
Zacisnąłem już ręce w pięści, ale odpuściłem odwracając się
do tego skurwiela plecami.
-Nie
skończyliśmy jeszcze – usłyszałem za sobą.
-Z
takimi chujami nie mam o czym gadać, nara – wystawiłem mu fakieta
kierując się do auta. Ale kidy ten rzucił czymś we mnie,
postanowiłem się wrócić i mu zajebać. To się jednak inaczej
potoczyło, bo tchórz miał ze sobą goryli, który okrążyli mnie.
Jeden na pięciu to tak trochę nie fair.
-Co
teraz powiesz Lou? - odezwał się Mclaine przede mną. Zaśmiałem
się i przyjebałem wprost w jego krzywy nos. Może się coś
naprawi. Polała się od razu krew, a ja nie mogłem wytrzymać ze
śmiechu widząc jego minę.
-Teraz
zginiesz Tommlinson! A twoja dziwka będzie robić mi loda, wraz z
dziwką Malika i Payne.
-Spróbuj
na nią chociaż spojrzeć to cie znajdę i zajebie – byłem już
na skraju wytrzymałości. Telefon dalej dzwonił, a ja nie mogłem
odebrać. Uderzyłem go ponownie, ale już pożałowałem. Gdyż
dostałem w tył głowy jakimś żelazem i nic dalej nie pamiętam
oprócz krzyków..
**Oczami
Amy**
-Masz
stary przesrane – już prawie kończyłam pracę i dopiero teraz
zjawił się mój szefuncio.
-Co
ci takiego zrobiłem? - zaśmiał się, a pod jego oczami były tak
samo wielkie worki jak pod moimi. Lecz nie to zwróciło moją uwagę,
tylko jego źrenice. Były chyba z 10 razy większe niż zazwyczaj.
Jeszcze ten jego głupi półuśmieszek.
-Brałeś
coś? - wolałam się upewnić niż wyciągać zbyt pochopnie
wnioski.
-A
co jak tak? - poruszył brwiami wybuchając śmiechem.
-Jesteś
posrany, twoja laska w domu co chwilę płacze, a ty bawisz się ?
Egoista – skomentowałam jego zachowanie.
-Nie
oceniaj książki po okładce – wymamrotał wskazując na mnie
palcem i się śmiejąc. - Zaraz mi przejdzie, brałem parę godzin
temu – wskazał na zegarek wiszący na ścianie. Już dochodzi czas
końca mojej pracy.
-Weź
się w garść i przyjedź do niej. Dziś pewnie znowu będzie jak
wczoraj – zdjęłam swój fartuch wychodząc zza lady. Odwiesiłam
go na zaplecze i ubrałam się. Pomachałam mu wychodząc z baru. Tak
zajebiście jest o 4 w nocy chodzić po mieście, bo taksówki nie
odbierają!
Szłam
chodnikiem rozglądając się po boki czy nikt nie idzie za mną,
albo coś. Chyba wariuje przez moją przyjaciółkę. Lecz lepiej być
pewnym, że nic ci nie grozi, niż żeby ktoś podjechał i cię
porwał. To ja podziękuje jednak powtórki z tej rozrywki. Idąc
ulicami w stronę swojego ciepłego łóżeczka czytałam SMS od
Susan, która była na randce z Liamem. Takiej to dobrze, wolne od
szkoły, nie pracuje. No cóż, jutro już pewnie pójdą do szkoły,
więc to ja mam lepiej. W mojej głowie był tylko obraz mojego
ciepłego łózka, które na mnie już czeka.
Usłyszałam
ciężkie kroki za mną.
Nie obracaj
się, nie obracaj się, nie obracaj się...
Podświadomość
podpowiada zawsze dobrze, ale ty robisz coś zupełnie innego.
Spojrzałam zza siebie i dojrzałam wysokiego mężczyznę, który
miał na sobie czarną bluzę z kapturem. Od razu skojarzył mi się
serial „Słodkie kłamstewka” i wczorajszy dzień mojej
przyjaciółki. O ja pierdole.. Przyspieszyłam, a te kroki ruszyły
za mną.
Co ja mam
kurwa zrobić?!
Zaczęłam
wybierać numer do Lou, ale jak zwykle ma mnie w dupie. Mój szybki
marsz zmienił się w bieg. Koleś chyba jest wysportowany, bo nie
mogłam go zgubić, a po chwili nie mialam sił by biec szybciej.
Kiedy już myślałam, że go nie ma zatrzymałam się by odetchnąć.
Poczułam jak ktoś zatyka moje usta dłonią. Momentalnie adrenalina
w moim organizmie przyśpieszyła i ugryzłam postać ciągnącą
mnie do tyłu. Odwróciłam się i uderzyłam napastnika pięścią w
twarz.
Dobrze jest
mieć pierścionki czasem na palcach..
Sprintem
pognałam do domu. Nie zatrzymywałam się nawet na czerwonym
świetle. Jak już weszłam do swojej klatki schodowej złapałam
głęboki oddech. Weszłam po cichu na górę, otwarłam pomału
drzwi by sprawdzić czy na pewno nikt na mnie obcy nie czeka.
-Amy?!
- usłyszałam wystraszoną brunetkę idącą do mnie.- Co się
stało? - poczułam jak moje policzki stają się mokre od łez,
które nie wiem jakim sposobem się pojawiły. Otarła mi je w drodze
do salonu.
-Mów
co się stało – ponaglała ruda obserwując moją przerażoną
osobę. Nie wiedziałam od czego zacząć z tego wszystkiego. Już
wiem co Abigail wczoraj czuła uciekając przed oprawcą.
-Chyba
to nie przypadek z wczoraj – oznajmiłam, a one jeszcze bardziej mi
się przyglądały. - Ktoś chce nas nieźle nastraszyć.
-Ciebie
też śledzili - wyszeptała Bennett, a Susan wstała biegnąć do
korytarza zamknąć drzwi na wszystkie spusty. Pokiwałam głową na
znak, że się z nią zgadzam.
-Nie
w aucie, ale ktoś biegł za mną i już mnie miał, gdybym nie
zareagowała – wskazałam na usta i pięść. Na ręce, a raczej na
biżuterii zostały ślady krwi.
-Co
tu jest kurwa grane?! Najpierw jedna, dziś druga, a ja będę juro
?! - wykrzyczała podkulając pod siebie nogi ruda.
-Nie
damy się – oznajmiłam głaszcząc ją po ramieniu. Już
odetchnęłam spokojnie wracając do siebie.
-Susan
proszę zrób nam po małej herbacie – zaproponowałam rozbierając
się z kurtki i butów, których nie zdążyłam się pozbyć
wchodząc do mieszkania. Spróbowałam jeszcze kilka razy dodzwonić
się do swojego chłopaka. Jedyne co słyszałam to „Proszę
zostawić wiadomość” wkurwia takie coś. Zrezygnowałam z
dzwonienia. Siedziałam z dziewczynami dyskutując na ten temat by
dowiedzieć się czegoś bardziej szczegółowego. Nic nie
przychodziło nam do głowy oprócz tego, że jesteśmy słabym
punktem każdego z naszych chłopaków. Jak już wiadomo nie lubią
się i pewnie niektórzy też ich nie lubią. Dlatego chcą nas mieć
by ich szantażować. Chuja się im damy! Nie ma takiej opcji, żeby
wzięli nas żywcem.
-Dzwoni
Ci telefon – zauważyła jedna z lasek.
-Halo?
-Amy?
-Kto
pyta? - spojrzałam z przerażeniem w bok.
-John,
przyjaciel Louis'a. Przyjedź do głównego szpitala Świętego
Krzyża, Tommo jest ranny, powiedz im, że jesteś narzeczoną.
Wyjaśnię Ci wszystko osobiście – rozłączył się zostawiając
mnie w szoku. Po raz kolejny tej nocy ktoś doprowadził mnie do
takiego stanu – stanu rozsypki.
-Co
się stało?
-Lou
jest w szpitalu – znowu się popłakałam wstając i kierując się
do wyjścia.
-Jedziemy
razem – nie mogłam się im sprzeciwić, bo razem jesteśmy
trudniejsze do pokonania. Brown wykręciła po taksówkę, która już
czeka. Zamknęłyśmy drzwi za sobą tak by nikt nie zrobił nam
niespodzianki.
*
Przechodząc
przez korytarz dojrzałam na samym końcu jakąś blondynkę siedzącą
z gazetą. Kiedy szłyśmy tak zagubione w celu znalezienia kogoś
spojrzała na nas i wstała idąc do pewnej z sali.
-Przepraszam
gdzie leży Louis Tommlinson? - spytała za mnie Abi widząc
pielęgniarkę.
-A
Panie to?
-Eee
jestem narzeczoną – odpowiedziałam patrząc jak przegląda coś w
papierach.
-Pani
Diana?
**Oczami
Lou**
Ja
jebie, jak mnie głowa napierdala. I jeszcze to pojebane światło,
która razi w oczy kiedy chcę je otworzyć by spojrzeć gdzie
jestem. Nic nie pamiętam. Co się stało? Gdzie jestem? Jaki mamy
miesiąc i rok? Kurwa, czy to możliwe? Mam chwilowy zanik pamięci?
Przecież nigdy się takie coś nie wydarzyło.. Jak się dowiem, że
to wina jakiegoś jebanego wyścigu to pochlastam John'a, że nie
przypilnował mnie.
-Czy
Pan mnie słyszy? - otworzyłem oczy i ujrzałem jakiegoś kolesia
świecącego mi po oczach latarką.
-A
wyglądam na głuchego? - odpowiedziałem próbując podnieść się,
ale nie mogłem.
-Wie
Pan jaki mamy dzień? - pokręciłem przecząco głową zastanawiając
się nad tym wszystkim jak tu trafiłem. - Mamy rok 2016 – to mnie
zaskoczył. Sądziłem, że dalej jest 2013. Przecież niedawno co
rozstałem się z przyjaciółmi i zacząłem nowe życie. A co z
Alice? Miałem z nią się dziś bzyknąć, kurwa taka okazja mnie
ominęła..
-Jak
tu trafiłem?
-Dostał
Pan czymś ciężkim w tył głowy – odpowiedział pisząc coś w
tych swoich zasranych papierkach.
-Kiedy
mogę wyjść?
-Na
razie proszę spróbować poleżeć i nic nie robić. Wrócę za
chwilę do Pana – wyszedł zostawiając mnie w spokoju. Zamknąłem
oczy myśląc nad tym kto mi to zrobił? I jak mogę nie pamiętać 3
lat?! No kurwa, nie może być tak źle. Zaraz pewnie sobie wszystko
przypomnę. Może to ukryta kamera? Ktoś wyjdzie i krzyknie mamy
cię! Marzy mi się mój dom, jakaś laska i wanna pełna piany. Ehhh
mogę teraz tylko pomarzyć.
Usłyszałem
jak ktoś wchodzi do pomieszczenia. Sądziłem na początku, że to
pielęgniarka, ale jak jej kroki ucichły otworzyłem oczy. Nie
wierzę w to co właśnie widzę. Jakby to było wczoraj kiedy
dotykałem jej ust. Minęły 3 lata, a ona dalej taka sama..
-Diana?
-Proszę,
nie krzycz – uciszyła mnie śmiejąc się...
....................
TYM TYM TYM!!!
Jestem z nowym rozdziałem na ten jakże piękny nowy tydzień (sarkazm ).
jestem chora od świąt, a w piątek chyba dostałam anginy ehhh ale nie o mnie teraz xdd
Ania dostałam szlabanik na lapka, więc musiałam napisać na nowo rozdział, ale oczywiście z jej wizją (mam taką nadzieję, że dobrze to napisałam xd) Kierowałam się zwiastunem i weną, która szła i szła :D
Jak się wam podoba? Tak jak już mówiłam to dopiero początek dobrej akcji ^^
Diana? Jak tam się wam ona widzi? Coś zmieni w naszym życiu? I jeszcze biedny Lou ;c
Czytajcie to się dowiecie ;3
Postaram się następny napisać szybciutko, bo wena przy tym opowiadaniu nigdy mnie nie opuszcza ;>
Nie rozpisuje się, bo idę do łóżeczka lulu, a jutro odpoczywam w domu ; **
Do napisania! <3
Pozdrawiamy IDA! : **
Wchodzę i widzę... ROZDZIAŁ!! Tak wyczekiwany.. ( Fasolka zmieniła nazwę ) Yay! Ty ? Ty masz dobrze. Ja mam kłopoty z nogami od 3 lat a teraz dzieje się coś poważnego.. Pff.. Ledwo chodzę, o bieganiu nie wspominając.
OdpowiedzUsuńJAK MOŻNA TAK ZAKOŃCZYĆ ROZDZIAŁ ?!! Ej.. No serio..
Dobra lecę.. Papatki, weny i zdrowia życzę
Ooo ja:o ♡
OdpowiedzUsuń